Coś jest w debiucie reżyserskim Rafy Cortésa. Niby wynudził mnie totalnie, a jednak zaintrygował mnie i nie potrafię odmówić mu pewnej wartości. Za przeciągniętą do granic mojej tolerancji fabułą kryje się niezwykle interesujący portret osobowościowy. Obserwujemy jak główny bohater stopniowo, zupełnie niezauważalnie przejmuje tożsamość swojego poprzednika. Jednak to, co zafascynowało mnie najbardziej to kilka naprawdę drobnych scen, które sugerują, iż Hans jest kimś znacznie groźniejszym, niż się wydaje. Za ciapowatą maską kryje się naprawdę mroczna natura. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż w osobie Hansa kryje się nie tylko skutek lecz również i przyczyna zniknięcia poprzedniego Hansa.
Mimo wszystkich wad, film warty obejrzenia.