Po co, pytam się, po co? :| Najdoskonalszą ekranizacją 'Jane Eyre' jest ta z 2006r., zrealizowana przez BBC z udziałem niezastąpionej Ruth Wilson i Toby'ego Stephensa! Mam nadzieję, że kolejny film nie zmasakruje tej cudownej książki, ale mam złe przeczucia... Wasikowska była fajna w 'Alicji w Krainie Czarów', ale kompletnie nie pasuje do książkowej Jane... Bardzo nie podoba mi się pomysł nakręcenia tego filmu. Wkurza mnie, że przez modę na adaptacje słynnych powieści z XIX wieku, wiele historii traci sens, 13-letnie gówniary potem się podniecają, że są romantyczne i uduchowione (bo przecież widziały TAKI POWAŻNY film), a biedni pisarze przewracają się w grobach. Jestem na nie.
też się przeraziłam. Po doskonałej roli Ruth Wilson powinno się zaprzestać prób poprawienia jej sukcesu. Nowej Jane się to nie uda a stara zostanie zapomniana. Podobnie jak było z Dumą i Uprzedzeniem.
Popieram. Jane Eyre w ogóle do niej nie pasuje. Mia w tej roli to upadek reżysera na głowę. : ( Ubolewam naprawdę.
masz rację.... nie rozumiem tego fenomenu! Skąd nagle zainteresowanie książkami z XIX wieku? siostry Bronte , Jane Austen.... wszystko powtarzane kilka razy tylko w innej obsadzie....
nie spodziewam się niczego dobrego
Zgadzam się z Tobą, to już zakrawa na farsę... Bardzo lubię powieści autorstwa Jane Austen, czy sióstr Bronte, ale kiedy zoabczyłam, że szykuje się nowa "jane Eyre", w dodatku w "gwiazdorskiej", a nawet- patrząc na Mię Wasikowską- prawie "hollywódzkiej" obsadzie, złapałam się za głowę... Jestem zażenowana produkcją takich filmów w sposób, jak się wydaje, niekontrolowany i całkiem spontaniczny. Wersja z 2006 roku jest perełką, dopracowaną, wciągającą, naszpikowana talentami aktorskimi. Jak sama zauważyłaś zresztą :) . Z następną Jane można by rzeczywiście chociaż trochę zaczekać... A jak juz komuś zależy na wyciąganie z kapelusza jakiegoś wiktoriańskiego królika, to niech się zabiora za Dickensa, za 'Samotnię' albo 'Naszego wspólnego przyjaciela', które są bardzo interesujące fabularnie i w dodatku dają możliwość rozciągnięcia w nieskończoność.
Po prostu: ech...
Zgadzam się, wersja z 2006r. jest idealna, chociaż z drugiej strony fajnie by było obejrzeć Jane na dużym ekranie. Może nas zaskoczy i okaże się całkiem...niezła (mimo, że osada zniechęca do obejrzenia filmu)
Oczywiście zgodzę się z powyższym iż wersja z Ruth Wilson byłą świetna, choć wiadomo- książka najlepsza :D Tylko po cholerę kolejny film? Do 10 razy sztuka czy jak? Ile można robić filmów o jednej historii? To nie zawody ; p Widziałam mini-serial nie wiadomo ile razy a i tak co jakiś czas ponownie go oglądam xD Tak przypadł mi do gustu Toby jako Rochester, że po prostu nie mogę wybić go z głowy przy czytaniu książki xD Nie za młody, nie za piękny, i gra świetnie ;q serial miał oczywiście kilka minusów, ale żeby od razu robić film? i to z blondynką kiedy wiadomo że Jane to brunetka i pięknością nie jest? Hej! Ja ją kocham, właśnie za to że nie jest ideałem. ; p A tu ma robić za nią Alicja z Krainy :c
Wersja z 2006 r. była/będzie lepsza nie tylko ze względu na fenomenalną grę aktorską dwójki głównych bohaterów, scenariusz, reżyserię, pejzaże itp. itd., ale też dlatego, że jako mini-serial, trwała prawie 4 h. Czyli można było spokojnie umieścić wszystkie najważniejsze wątki, bez utraty ducha książki. A ten film będzie trwał ile - 1,5h, 2 max? - czyli materiał będzie znacznie okrojony, zapewne pojawią się skróty fabularne, znaczne przeinaczenia (bo nie da się tego uniknąć próbując upchnąć ponad 400 stron książki w tak krótkim czasie)...
Poza tym, pan Rochester jest tu koszmarny. A Hollywood jest już tylko wylęgarnią wtórnych pomysłów.
Masz rację , Rochester wygląda okropnie.Wolałam go na zdjęciach z photoshopa, gdzie pokazano Timothy Daltona z twarzą Michaela.
Ekranizacja z 2006 r.zauroczyła mnie i to zauroczenie niezmiennie trwa ( a właściwie oczarowali mnie główni bohaterowie).
Czy sprawdzi się pomysł filmu w ,którym dominują elementy horroru , mam co do tego wątpliwości. Dla mnie niedościgłym wzorem Rochestera będzie Toby Stephens z jego wspaniałym uśmiechem,przepięknymi oczami i niesamowitym głosem.
Pozdrawiam fanów serialu!
Nieogladałaś a juz skaczesz. Moze film okaże sie dobry, a niektórzy wolą obejrzeć pełną ekranizację a nie "mini-serial"?...
Film z 2006r, moim zdaniem był okropny.
Ja za to bardzo lubię z 1996. William Hur jako pan Rochester- genialny.
A "Jane" jest moją ulubioną ksiązką, więc też się trochę obawiam ...
Sorki, ale najlepszą ekranizacją Jane Eyre była ta z 1985 roku z panem Daltonem w roli Rochestera. Wersja z 2006 roku jest przeerotyzowana. Rochester jest za mało krewki. Jane za bardzo feministyczna, okrutna wręcz pod koniec filmu (tak nabierać niewidomego z uśmiechem:p).
Z ciekawością czekam na premierę nowej wersji. Mam dobre przeczucia:)
Nie zauważyłam, aby Jane była okrutna. Ekranizacja wierna książce. Czytałeś/aś ją chociaż, skoro wysnuwasz takie wnioski?
zgadzam się z założycielem tematu!!! aktorzy są genialni. minusem tej z 2006 jest tylko to, że jest to miniserial ;/
W jaki sposób bycie serialem jest minusem? ;) Poza tym dlaczego tyle narzekań, film zbiera dość dobre recenzje - poczytajce imdb. Oczywiste jest, że film kinowy nie dorówna serialowi, który ma 4h, ale z drugiej strony warto wspomnieć telewizyjną wersję z Samanthą i Ciaranem, godzina i 45 min a jaka dobra i spójna ekranizacja. :)
E tam, właśnie serial jest najlepszym wyjściem przy tak rozbudowanej fabule i wątkach. :) Ale co, o tę wersję z Samanthą pytasz czyo tę najnowszą? ;)
A JA SIĘ BARDZO, BARDZO CIESZĘ!!!
nie uważam, żeby wersja z 2006 roku była jakaś wybitna, czy serial czy nie serial, nie wazne...
za to nie znoszę Charlotte Gainsbourgh wiec wczesniejsza wersja też szczególnie nie przypadła mi do gustu
Mia Wasikowska fajna, a Michael Fassbender boski!!!!!
książkę uwielbiam, więc może zrobią wersję, która to moje uwielbienie odzwierciedli (wersji z Daltonem nie ogladalam, przyznaję).
I nathalie_paradis, dlaczego piszesz:
"13-letnie gówniary potem się podniecają, że są romantyczne i uduchowione (bo przecież widziały TAKI POWAŻNY film)"
A niech ogladają! i niech się podniecają, bo może zgłębią wiedzę w tym kierunku! Dzieciaki/nastolatki i tak interesują się teraz takimi bzdetami, że nowa ekranizacja może pomóc zwrócić ich uwagę na wartościowe teksty kultury :)
Wasikowska to młoda aktorka, trzeba dać jej szansę, jeszcze dziewczyna się wykaże. Może właśnie ten film może pokaże, że potrafi grać. A Fassbender to genialny aktor, chyba wiele osób, które wypowiadały się w tym temacie nie zdaje sobie sprawy, że reprezentuje on sobą kawał świetnej gry aktorskiej. Śmiem twierdzić, że na pewno podobała tej roli. I w którym miejscu niby on jest koszmarny? Ten facet jest bardzo przystojny.
Nie rozumiem tego zbiorowego oburzenia, jakby kręcenie filmu było jakąś obrzydliwą zbrodnią. Ja rozumiem, że niektórzy lubują się w miniserialu z 2006 roku, ale takie kurczowe przywiązanie i negatywne okrzyki, jak nawet jeszcze się nie obejrzało filmu, są wręcz zabawne.
Toby Stephens i Ruth Wilson to jedyne osoby na Ziemi, które mogły zagrać te historię!Az mi się smutno zrobiło:(
Ja tam z chęcią obejrzę. Obsada też nie zapowiada się źle. Nie jestem do końca przekonana co do Jane, ale może sobie poradzi;) Cieszę się, ze zagra Jamie Bell;)
Obejrzałam i muszę powiedzieć ,że nie przypadła mi do gustu. Nie widziałam tej wersji z 2006, ale tą z 1996 i nawet ona wydaje mi się lepsza od tej najnowszej.
Mam przysłowiowego hopla na punkcie książki o Jane Eyre, dlatego po przeczytaniu obejrzałam wszystkie możliwe ekranizacje tej historii. Do tej pory byłam przekonana, że nie istnieje sposób by zepsuć film o losach Jane, ale niestety wersja z 2011 jest smutnym dowodem, że jednak można. Film który powinien ukazywać namiętne uczucie, ciekawych, "pełnokrwistych" bohaterów bardziej przypomina teatralne przedstawienie gdzie obsada ma dość występów i tylko wyczekuje końca spektaklu. Na twarzach aktorów gości bezustanny wyraz znudzenia i zmęczenia jaki można ujrzeć w przychodni u pacjentów czekających w kolejce do lekarza przyjmującego w ramach NFZ. Jedyne co spodobało mi się w tym filmie to mała Jane i głos pana Rochestera, aktor ma na prawdę piękną barwę i rewelacyjny akcent
Osobiście mogę polecić film z 1997r. z Samanthą Morton i Ciaranem Hindsem oraz osławiony miniserial z 2006r. z Ruth Wilson i Tobym Stephensem.
haters gonna hate...
Właśnie obejrzałam ten film i nie wiem dlaczego wszystkie go tak nie znosicie. Ale to chyba przez przedwczesne uprzedzenie... Nie jest tak dobry, jak serial z 2006, ale jak na nową wersję nie jest źle - na pewno jest lepszy niż DiU z 2005. Mia na początku wydawała mi się dziwna, ale świetnie zagrała w scenie, w której leży zrozpaczona; mimo to, nigdy nie będzie prawdziwą Jane. Co do Fassbendera - bardzo dobrze zagrał, aż mnie zaskoczył. Ale mimo to, że ładnie mu to poszło, to sam jest za ładny na Rochestera - przez cały film powinien wyglądać tak, jak w ostatniej minucie, albo i jeszcze gorzej;p
Co do nieścisłości z książką - nigdy nie powstanie film, który przeniesie wszystkie wątki i odczucia z powieści. To nie możliwe. I dlatego dziwię się, że porównujecie ten film do książki. Oczywiście, że w 2 godziny nie można opowiedzieć ponad 500 stron.
Tak, czy inaczej, musicie się zgodzić, że muzyka jest piękna! Kocham Marianelliego, jest idealny do takich filmów (na skrzypcach gra świetny Jack Liebeck). Ten soundtrack spodobał mi się nawet bardziej, niż ten, który zrobił do "Dumy..." <3
w końcu obejrzałam
film suchy i płaski, historia okrojona w bezsensowny sposób
relacja Jane i Rochestera pozbawiona całego żaru, dowcipu, niewygody, poskromionej pasji
Adelka może być, cała reszta obsady do wymiany (Judi Dench nie miała okazji się popisać)
chyba najgorsza ze wszystkich ekranizacji, a wydaje mi się, że widziałam wszystkie
mam słabość do tej wersji z 2006 roku ;)
podoba mi się w niej rozkwit Jane
i własny język, którym rozmawiali ze sobą, ona i Rochester
mam też swoją wymarzoną obsadę ze snów, w razie gdyby producent kolejnej wersji potrzebował porady ;)
a ja nie rozumiem dlaczego jesteście do tego filmu tak uprzedzeni, jest wypieszczony pod wieloma względami, to, że nie jest spójny z polskim przekładem to nie znaczy, że niektóre sceny to sceny żywcem wyjęte z oryginału... a poza tym, Mia była genialnie dobrana, wygląda dokładnie jak mały chochlik, no może jest tylko trochę za wysoka, ale ona faktycznie wygląda na "wątłą, lecz nieugiętą", a Michael z jego błyskiem w oczach idealnie nadaje się na tak błyskotliwego mężczyznę, jakim był Edward... film zrobiony świetnie i dodatkowo przekazujący to co książka... że prawdziwa miłość przezwycięży wszystko
ja mam to samo zdanie. Ten film nie jest zły, jest naprawdę dobry, ale jednak wersja serialowa jest o dużo dużo duuuużo lepsza. Po prostu nie do przebicia!