...ale jak na film (a nie 4-odcinkowy miniserial) nie było tak źle. Mnie urzekł minimalizm tego filmu, muzyka, światło. Klimat jest urzekający, ale kompletnie niezgodny z moim wyobrażeniem o tej historii... Jakoś ten film ślizga się po powierzchni tego, co było w książce i co, bardzo dobrze moim zdaniem zostało oddane w wersji z Ruth Wilson i Tobym Stephensem. Zapewne z powodu ograniczeń czasowych mało jest rozmów Jane z Rochesterem, mało wyrazistych scen, pokazujących rodzące się uczucie i fascynację pomiędzy obojgiem. Zdecydowanie za mało jest też tej grozy związanej z tajemniczymi wydarzeniami w Thornfield Hall. Niemniej jednak nie powiedziałabym, że jest to wersja nieudana. Żeby nie było, nie jestem jakąś żądną lukrowanych scenek gówniarą, Jane Eyre to chyba jeden z nielicznych "romansów", który cenię i wracam co jakiś czas. Ktoś kiedyś napisał, że Jane Eyre to każda z nas, kobiet i chyba miał trochę racji...