Włączyłem sobie film, bo Skott Adkins/John Wick 4(najlepsza postać/najlepsza scena). Patrzę - siedzą w helikopterze, nie ma cięcia - ok, patrzę - wylądowali, cofam film, żeby sprawdzić czy widać w kokpicie wyspę jak lądują itp. (bo fajna scena) - ok, patrzę dalej - idą, rozmawiają, nie ma cięcia, mój mózg mówi mi w końcu "One Shot" ty debilu, dwa znaczenia, mówię OK, będzie fajnie. I było. Jest to film zrobiony jak gra komputerowa. Bohater nieśmiertelny, trzeba zaakceptować, albo wyłączyć, ALE poświęcono czas na rozwinięcie jego przeciwników, co jest zaje****e i scena gdy "łysy z brodą" wygłasza farmazony o dziewicach w niebie "młodemu" co ma się wysadzić pasem szahida i widać na jego twarzy, że wie, że kłamie i sam w to nie wierzy jest super. Jak miałbym nie docenić niskobudżetowego filmu, który rozwija postacie drugoplanowe w wiarygodny sposób?