Zaczynając od końca - wg mnie ten ostatni facet był na siłę wpleciony w fabułę, dla tzw amerykanskiego happyendu.
Ona była pogubiona, wcale nie uważam, że szukała dziury w całym. Są ludzie, którzy mają dziurę w sobie, zapełniają ją czymś, co wydaje się miłością, a potem tak w tym trwają... Ona właśnie to robiła. Aź doszła do takiej ściany w sobie, że nawet się siedzieć pod tym murem nie dało.
Nie wiem czy to jest uleczalne tak do końca. Wyjezdzając chciała odnaleźć kim jest, czego potrzebuje.
Oczywiscie trudno nie zauwazyc tego pseudofilozoficznego bełkotu i innych takich.
Mniejsza o to... Przyjmijmy, że to wszystko jej pomogło, że zrozumiala co lubi, czego potrzebuje, że poczuła spokój.... Ale to był początek drogi. Nie czas na kolejnego faceta. Być może w ogóle nie było jej przeznaczeniem być w związku.
Trudno stwierdzić.
Pomysł był, realizacja..... no niestety....