Ten film to taka bajeczka dla mocno wierzących i praktykujących, bo cała reszta widzów może zejść podczas seansu na apopleksję.
Wredni politycy antyżydowskiej i chyba antyamerykańskiej koalicji (oprócz Arabii Saudyjskiej, Syrii i Libii jest w niej na przykład ROSJA), kierując się biblijnymi przepowiedniami (!) pragną doprowadzić do ostatecznego pokoju na Bliskim Wschodzie. Ma to się stać dzięki wymazaniu Izraela z map. Jednak jako że Izrael nie zgadza się na oddanie Jerozolimy Arabom i de facto na demontaż swojego państwa (dziwne, nie?), na miejsce ma polecieć z USA grupa mediatorów (kongresmeni, etc). Podstępna i złowieszcza koalicja naturalnie nie może dopuścić do sukcesu mediacji, bo a nuż jeszcze Izrael rzeczywiście odda Jerozolimę i trzeba będzie porzucić myśl o wojnie (?!), wysyła więc do USA grupę terrorystów, którzy najpierw mają wysadzić samolot mediatorów, a potem zdetonować kilka walizkowych ładunków nuklearnych, żeby zasiać w USA terror i zgrozę i w ten sposób pozbawić Izrael wszelkiej pomocy. Terrorystów tropi policjant, agentka FBI (jej ultra religijny ojciec, szycha w FBI, próbuje wbić córce do głowy, że wszystko to jest Boski plan i powinna szukać instrukcji do ścigania terrorystów wyłącznie w Biblii), a także sąsiad terrorystów, niewydarzony dziennikarz od bzdurnych sensacyjek (pisze np. coś o przepowiedniach, opierając się na Nostradamusie, a wtedy żona przynosi mu Biblię z pozaznaczanymi fragmentami, żeby oparł się na FAKTACH, a nie na jakichś hohsztaplerstwach).
No zwyczajnie ręce opadają, zwłaszcza że na przykład córka bogobojnego ojca, grana przez dziewczynę o swojsko brzmiącym nazwisku Zielinski, jest kompletną ignorantką w najbardziej podstawowych sprawach. Na przykład dopiero jakaś bibliotekarka musi jej tłumaczyć, co to jest dziesięć przykazań, bo dziewczyna nigdy się z czymś takim nie zetknęła. Również z zapartym tchem czyta biblijne przepowiednie, ze "zgrozą" sobie uświadamiając, że ojciec ma we wszystkim rację.
A koniec, że hej... Tu spoiler:
Źli zostają powstrzymani (choć jedynie przed odpaleniem ładunków nuklearnych), po czym... z hurgotem otwiera się niebo i dobre, wierzące duszyczki zostają hurmem zassane w gwiazdy (bo jest noc), zaś ci, co zostali na Ziemi, szlochają, przysypywani spadającymi z nieba ubraniami zabranych.
Podczas seansu miałem nieodparte wrażenie obcowania z tworem powołanym do życia przez ludzi żyjących w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, gdzie wiele rzeczy działa zupełnie na opak (na przykład Rosjanie chętnie udostępniają arsenał nuklearny Arabom, z radością myśląc o zniszczeniu Izraela). No i ta końcówka, która z głupiego, podrzędnego thrillera robi nagle jakąś religijną fantasmagorię...
W związku z tym, za bełkotliwą, prymitywną propagandę kościelną, z czystym sumieniem daję filmowi 1/10.