Nie zdradzając ambitnej filmowej fabuły zapewniam wszystkich, że tak. Reżyser napił się za dużo zimnych płynów i krew odpłynęła mu od mózgu. Kto oglądał, ten wie, że jest to nawiązanie do kwestii wypowiedzianej w filmie przez matkę Artura. Estetyka rodem z reklamy zupek amino (mieszkanie Artura) i Samotności w sieci (sceny biurowe i mieszkanie). Na skrzyżowaniu tych dróg egzystencjalne bełty (dosłownie) i toporne dialogi, choć miejscami zabawne. Należy chyba jeszcze napomknąć słówko o brawurowo złym aktorstwie Buczkowskiej. I największy żal do Romy Gąsiorowskiej - nie powinna się znaleźć na planie tego filmu. Na pewno mogła w tym czasie zrobić sto innych rzeczy. Wartościowych.