Druga część słabsza od pierwszej, ale nie znaczy, że zła. Tym razem trochę o przeszłości Billy'ego, jednak nie
uformowanej w żadną klamrę kompozycyjną ani konkretny zamysł realizatorski; ot, kilka wydarzeń, mniej lub bardziej
związanych ze sobą, możemy się domyślać, że uformowały Billy'ego, jakiego poznaliśmy w poprzedniej części.
Pojawia się więcej specyficznego (można nazwać: czarnego) humoru typowego dla Herdzfeldta, ale wciąż nie przesądza
on o ogólnym wydźwięku. Mimo wszystko nie tak dołujące jak poprzedniczka.