Nie mam pojęcia jakim cudem taki film ma ocenę 7.5. Czy przeciętny widz lubi, gdy reżyser traktuje
go jak umysłowo upośledzonego? Bo tak jest w tym filmie. Wszystko podane na tacy wzmocnione
tandetnymi i sztucznymi zabiegami, jak np. krzyk ludzi przed szpitalem, a do tego standardowy w
kinie klasy B, wachlarz przewałkowanych motywów. Do tego absurdalnie sympatyczny syndrom
sztokholmski...
Film jest tandetny i plasuje się swoim scenariuszem w klasie B. Ja miałem wrażenie, że oglądam brazylijską telenowelę, gdzie wszystko jest możliwe, łącznie z kiepską grą aktorską wszystkich.
Nic dodać nic ująć.
Mnie osobiście dziwi również obecność aż trzech tak dobrych aktorów, mianowicie Washingtona, Duvalla i Liotty, w tak słabym filmie. Być może tłumaczeniem jest prospołeczna tematyka, ale mimo wszystko, ani scenariusz, ani wizja reżysera, nie powinna ich zachęcić do wystąpienia w tym filmie. Jak widać, obsada nie jest gwarancją...
Czasami odnoszę wrażenie, że aktorzy z "górnej półki" też muszą dorobić i biorą się do grania w kiepskich filmach. Tu zawiódł scenariusz. Temat był ciekawy i pobudzający do dyskusji, ale dialogi jak w Niewolnicy Isaurze. hahahaha
Scenariusz jest opisem wydarzeń, jakie miały naprawdę miejsce. To film na faktach, tak było, twórcy za wiele nie zmienili.
Oparty na faktach. Poza tym wątpię, by uwięzieni przez niego ludzie nagle stali się jego najlepszymi przyjaciółmi, nie wydaje mi się też, by w rzeczywistości ci ludzie prowadzili tak beznadziejne dialogi. Film jest słaby głównie ze względu na absolutny kicz i tandetę, które aż wylewają się z ekranu oraz przez wciskanie motywów ze słabych filmów sensacyjnych. Do tego dodałbym zbytni patos i... mamy gotową ocenę.
To nie jest sensacyjny film, raczej troche dramat i thriller. A syndrom sztokholmski jest powszechnym zjawiskiem, szczególnie, że główny bohater walczy o swojego syna, o jego zdrowie i życie, stad aprobata zakładników.
Tym bardziej irytują schematy z filmów sensacyjnych...
Jak napisałem na samym początku: "Do tego absurdalnie sympatyczny syndrom sztokholmski...". Trzeba zachować granice. Film razi nienaturalnością. Miałem wrażenie, że oglądam luźną próbę przed nakręceniem. Aktor powinien się wcielić w rolę, tworzoną postać, a nie pozostawać osobą, która w filmie tylko gra, jakby od niechcenia.
Odniosłem zupełnie odmienne wrażenie postaci granej przez Denzela. Emocje tj bezradność, frustracja, desperacja itp były widoczne w jego wykonaniu, popchnęły go do radykalnych działań, syndrom sztokholmski nie był też typowy, bowiem główny bohater walczył o słuszną sprawę. Zaznaczam, że to bardzo subiektywna ocena, gdyż po prostu cenię sobie tego aktora od strony ekspresji.
Też się zastanawiam skąd zachwyty nad tym filmem. Typowy hollywoodzki wyciskacz łez z nawiną do bólu historią i nieprawdopodobnym biegiem wydarzeń.
Bo to typowy film propagandowy dla idiotów. Jakie to ubezpieczenie zdrowotne dla murzynów jest zbawienne. reszta to tylko otoczka dla tego hasła.