Film jest o wiele lepszy od wcześniejszej ekranizacji Jesusa Franca. Alice Arno lepiej gra niż Romina Power, a reżyser nie stara się na siłę upoprawniać historii. Film jest w miarę wierną ekranizacją książki, mamy większość wątków z "Niedoli cnoty" i jeden z "Justyny, czyli nieszczęść cnoty" (drugiej wersji powieści). Zakończenie tym razem na szczęście jest książkowe, a nie jak u Franca. Niestety film ma dwie poważne wady. Po pierwsze, niestety po prostu nudzi. A po drugie, jest pozbawiony filozoficznej wartości, a to już jest poważne niedociągnięcie. Nie dość, że cierpienia Justyny za czynienie dobra nie są odpowiednio zaakcentowane (szczerze powiedziawszy, w ogóle nie zwrócono uwagi na to, że bohaterka właśnie z tego powodu cierpi), to fakt, że u Sade'a Natura wynagradzała w różny sposób oprawców i dręczycieli bohaterki, został tu kompletnie pominięty. Wydaje mi się, że "Justyna" jest powieścią, której nie da się dobrze zekranizować. Oglądam jej ekranizacje tylko dlatego, że jestem fanem twórczości de Sade'a...