Facet opiekuje sam swoim małym a potem coraz większym dzieckiem i dobrze mu to wychodzi. Choć metodę na życie z córeczką ma dziwną: robi z tego życia jeden wielki, i mocno przesłodzony, bal. Przerywa tę sielankę dość anemiczna walka o dziecko z jego matką. Na drugim planie dyżurny gej (chwilami nawet zabawny). A aby wycisnąć trochę łez z oczu widza - pod koniec pojawia się jeszcze śmiertelna choroba.
Nie pod koniec się pojawia, tylko pod koniec się okazuje, że to nie on jest chory a córka. Dlatego właśnie, że praktycznie przez ostatnie 4 lata każdy dzień mógł być jej ostatnim, to robił jej z życia ten "mocno przesłodzony bal" i nie przejmował się zbytnio jej chodzeniem do szkoły.