Jestem zauroczony i przybity (w przenośni, bo film jest koszmarny, znowu w przenośni...) jednocześnie, nie bacząc na właściwe kinu irańskiemu powtarzanie tych samych zdań po piętnaście razy (takie jest tam życie, w końcu się przyzwyczaję) i brak aktorstwa.
Afganistan jest tak egzotycznym miejscem, że zastanawiać się nad logiką poczynań bohaterów mi nie wypada, bo nie ma jak; jedynym prawem, identycznym z "naszym" światem, jest tam grawitacja. Mogę więc jedynie uwierzyć w to co się dzieje i popłynąć z prądem. Płynęło się miło.