Osobiście nie jestem wielkim fanem filmów gore, ale od czasu do czasu mam ochotę obejrzeć coś wyjątkowo mocnego. Przeglądając rankingi najbardziej brutalnych czy najbardziej kontrowersyjnych filmów "Frontiere(s)" pojawiało się niemal zawsze i zaznaczyłem sobie do obejrzenia, gdy najdzie mnie taka ochota. W końcu puściłem i... rozczarowanie.

Po pierwsze, film jest wtórny i schematyczny. Nie ma tu niczego pomysłowego czy oryginalnego. To niemalże remake "Teksańskiej Masakry", tyle że w XXI-wiecznej Francji.

Po drugie, moim subiektywnym zdaniem nie jest to tak niezwykle szokujący film. Co prawda jest tu brutalna przemoc i liczne zgony, ale nie odstaje to poziomem od przeciętnego slashera, których są setki.

Po trzecie, bohaterowie, którzy wpadają w pułapkę szaleńców są kryminalistami i choć nieco się im kibicuje to ciężko się mocno wczuć w historię, bo giną po prostu źli ludzie. Jedyne co pozwala się zaangażować to fakt, że główna bohaterka jest w ciąży ale to dość tani chwyt scenariuszowy.

Po czwarte, nieudolna próba komentarza społecznego. Autorzy filmu wciskają od czasu do czasu różne uwagi, dotyczące tematów politycznych i społecznych, ale jest to na tyle szczątkowe, karykaturalne i nieudolne, że całkowicie zbędne. Film bez tych uwag niczego by nie stracił a w raz z tymi uwagami udaje, że jest czymś więcej niż krwawą rozrywką.

Podsumowując, jest to film oglądalny jeśli masz ochotę obejrzeć coś prostego i krwawego, ale nie oczekuj niczego więcej, bo nie jest on ani wyjątkowo szokujący, ani oryginalny.