Co raz więcej czytam narzekań, że to nie była wojna tylko sparing...rozgrzewka...sprzeczka itd itp...
A co wyście myśleli, że Civil War to będzie gigantyczny konflikt w którym Bohaterowie będą walczyć tak, żeby się pozabijać ??? To by wypaczyło wszystko to z czym mieliśmy do czynienia. To by zniszczyło podwaliny Avengers.
Walka i cały konflikt był zrobiony właśnie idealnie! Walczyli ze sobą, ale tylko żeby zablokować lub utorować sobie drogę do QuinJeta. Walczyli tylko po to żeby się przepchnąć dalej w swoich racjach, a nie wytłuc bo ktoś ma odmienne zdanie.
Całe Civil Wat zostanie pięknie podsumowane przez Kapitana w liście do Starka - "kiedy będziesz nas potrzebował, nigdy nie odmówimy" (czy jakoś tak). I o to w tym chodzi - to było starcie przyjaciół w walce słuszne cele, a nie wojna mająca na celu wyeliminowanie niewygodnych przeciwników.
Oczywiście to wspomniane utorowanie drogi do QuinJeta to tylko jeden z elementów o który walczyli - przykład, a nie clou wszystkich walk i konfliktu.
Bardzo dobrze powiedziane. Oczywiście Stark, na sam koniec chciał zabić Bucky'ego, z wiadomych powodów. Przyznajmy szczerze, kto zachowałby się racjonalnie w takiej sytuacji
Tak, myślę, że akurat stosunek do Bucky'ego można tu traktować osobno, ponieważ tylko dla Rodgersa był przyjacielem. Dla całej reszty kryminalistą, którego trzeba było usunąć. I nawet nie widzę powodów dla których Stark mógłby chcieć go oszczędzić.
Rozśmieszają mnie ludzie, którzy twierdzą że, "przecież Stark wiedział, że Bucky był po praniu mózgu". Prawda jest taka, jakieś 98% ludzi których znam, jeśli nie wszyscy, zareagowali by identycznie, reszta po prostu nie ma w sobie empatii
No właśnie! Mówimy tu o sytuacji w której Stark zobaczył śmierć swoich rodziców, mało kto w takiej sytuacji zachowałby racjonalne myślenie. Po prostu chciał się zemścić i nic innego nie miało dla niego znaczenia. To całkowicie naturalna reakcja.
A swoją drogą - na długo zapadnie mi w pamięci wyraz twarzy Starka, tuż przed tym jak walnął Capa, gdy ten próbował go powstrzymać - widać było ten ogromny smutek...żal...gniew...i łzy w jego oczach. Ten wyraz twarzy mówi wszystko o jego stosunku do Bucky'ego i o całej tej scenie.
Nie rozumiem kompletnie tego zarzutu. Przecież wiadomo, że to walka ludzi, którzy mimo wszystko się szanują a nawet lubią, tylko musieli stanąć po dwóch stronach frontu. Walka na śmierć byłaby bezsensowna, bo jak najpierw się lubili, a nagle przez konflikt zaczęli rzucać się sobie do gardeł? Byłoby to maksymalnie naciągane.
W sumie fajnie na tym tle wypadła pogoń Black Panthera za Buckym, tam widać było, że Panther naprawdę chciałby zabić. Tak samo walka Starka z Buckym.
Smutne tylko, ze pod koniec CA też sprawiał wrażenie jakby chciał zabić. W ostatniej sekundzie się powstrzymał. Było nie było, trochę już z Tonym przeżył a pojawia się Bucky i gość dostaje małpiego rozumu dosłownie:O
Dlatego jeśli już ktoś chce oceniać kto wygrał tę walkę - nie można jasno stwierdzić, że CA.
CA wygrał bo Stark miał już sporo uszkodzeń zadanych wcześniej również przez Bucka.
Tak jak napisałem w odpowiedzi na post @juchacz17 - Bucky był dla wszystkich poza Rodgersem kryminalistą do zlikwidowania więc tutaj akurat zachowanie Black Panther i Starka jest jak najbardziej zrozumiałe.
No właśnie o to chodzi, że jest zrozumiałe jak najbardziej. Chodziło mi tylko o to, że film fajnie pokazuje kiedy walczą przyjaciele, a kiedy wrogowie. Co jest oczywiście dużym plusem. Bohaterowie, którzy się znają i lubią walczą z pewną rezerwą, a Ci którzy się nienawidzą walczą na śmierć. Jest tak jak powinno być.
Dobrze to ująłeś "walczą z pewną rezerwą". To chyba nawet Czarna Wdowa powiedziała do Hawkeye'a podczas walki na lotnisku - "Nie walczyłeś na maksa".
Nie pamiętam już...ale między innymi ta scena dokładnie obrazuje ich stosunek do siebie i całej walki.
Kolejne zarzuty które czytam - Peter Parker/Spiderman - pojawia się w filmie i nagle walczy w drużynie Starka chociaż nie wie o co chodzi...
A mówi coś relacja: Mentor/Uczeń ?
Dla nastolatka pragnącego być superbohaterem jakim Parker jest w Civil War, nagłe spotkanie legendy jakim jest Stark/Iron Man to spełnienie marzeń.
W dodatku w rozmowie ze Starkiem, Peter mówi mu , że jego marzeniem jest pomagać słabszym.
To oczywiste, że jeśli sam Iron Man zwraca się do niego z propozycją "współpracy" to Peter nie odmówi, a wręcz będzie słuchał rad (tak jak było podczas walki na lotnisku) swojego "szefa"
Osoby narzekające na to powinny sobie wyobrazić co by było jakby w czasie gdy były nastolatkami wpadł do nich z odwiedzinami ich idol. Bo tak było w tym przypadku. Peter miał już swoje moce, ale był żółtodziobem. A tu nagle przychodzi do niego wielki bohater, legenda Tony Stark. Nic dziwnego, że był tak podjarany, że właściwie nie do końca wiedział o co walczył. To nie jest doświadczony Spider-man, który spotyka na każdym kroku innych bohaterów. Tutaj był żółtodziobem, który jak na razie chyba tylko obijał twarze przypadkowym oprychom.