Film z początku może nas troszkę zmylić. Wydaje się, że swoim lekkim, nieco surrealistycznym podejściem zmierza w rejony banału, czy też komedii. Lecz nic bardziej mylnego. Tak naprawdę to bezwzględna, cyniczna ironia z kariery, przyjaźni i tzw. wolnej miłości (bez zbędnego bagażu zobowiązań i moralności). Bohater niewielkim wysiłkiem zdobywa wszystko czego zapragnie, wszystko o co zabiega, dostając nawet więcej niż mógłby oczekiwać. Miłość, uwielbienie, szacunek, karierę i wpływy, które razem wzięte doprowadzają go na sam szczyt. Obojętnie czy uczciwie, czy przez łóżko, każdy sposób jest dobry. Lecz po drodze Nicolas niezauważalnie coś traci. W tym przypadku paradoksalnie sprawdzi się zasada, że mając mało - mało tracimy. Mając dużo każda strata niesamowicie boli. Miłość i przywiązanie kobiety, prawdziwą przyjaźń... słowem wszystko co ważne.