Dla mnie nieco gorzej się to oglądało niż poprzednie dwie części. Więcej debilnego humoru i strasznie dużo naiwności. O ile ataki karła i jego wymyślne sposoby zabijania mogą się podobać, o tyle humor raczej marnych lotów już niekoniecznie. W jedynce i dwójce karzeł czasem potrafił coś zabawnie zrymować i było to fajnym dodatkiem do tamtych filmów. Tutaj rymowanki lecą w zawrotnym tempie i choć na początku mogą bawić, to niedługo potem stanowią główne źródło żartu w tym filmie i zaczynają być wplatane na siłę. Jedna za drugą... Zresztą w ogóle przy niektórych scenach ręce opadają. Niby śmiesznych, ale też niby zaskakujących sytuacji jest tu całkiem sporo. Tak więc karzeł po raz pierwszy zaczął mnie trochę wkurzać. Ale to i tak dobra postać, bo bez niej ten film zasługiwałby na zero. Tandetna fabuła i fatalna gra aktorska wcale w tym nie pomagają. Mimo wszystko trzeba pamiętać, że jest to kino świadomego kiczu i już od pierwszej części jest to ta niższa półka, ale i tak na swój sposób potrafi bawić. No i na pewno zapamiętam ten główny motyw muzyczny. Moja ocena: 4/10.
Film by trzymał poziom poprzednich części, ale ma idiotycznie zachowujących się bohaterów, głównego bohatera (Scott) jakiegoś przygłupa, chyba tylko David Sloan z trzeciej części "Kickboxera" mu dorównuje. Film nie jest logiczny nawet na poziomie najprostszym, ale jest śmieszny i nie nudzi. Poza tym, przyjemnie się ogląda tego karła :)