Oj i dobrze, że niespełnione. Bo wkurza niemiłosiernie zadufanie w sobie i poczucie wyższości nad całym światem Johnny'ego Rocco. Rzadko się zdarza, żeby tak straszną niechęć i odrazę czuć do jednej z głównych postaci, nawet mimo jasno z góry postawionego negatywnego jej zabarwienia. Piękne miejsce w którym rozgrywa się akcja, morski klimat i niewielki hotel opierający się atakującemu huraganowi. Pośrodku tego wszystkiego w najgorszej wydawało by się chwili, gdy nie tylko pogoda jest przeciwko pojawia się postać grana przez H. Bogarta. I trzeba to dodać - świetna postać. Rewelacyjny charakter, styl, elegancja, odwaga, ale i normalność kiedyś bohatera, a teraz szarego, zwykłego człowieka. "Koralowa wyspa" przywodzi na myśl "Skamieniały las", łączy te dwa filmy nie tylko historia, ale i rola Bogarta, z tym że w tym drugim wspomnianym strona barykady jest w jego przypadku inna.
Polecam, stare ale wiecznie jare kino.