Popłuczyny po i tak średniej jedynce. Twórcy ostatecznie zerwali ze wszystkim, co było względnie ciekawe w części pierwszej. Jak to w sequelu: jest więcej, głośniej i bardziej niesmacznie (kulki analne i rzygające licealistki - serio?). Fajnie ucharakteryzowany Carrey nie wypełnia pustki po Nicolasie Cage'u a garujący wujaszek po Marku Strongu. Scena po napisach jest po prostu smutna. Wyraźnie czuć, że to film stojący o dwie półki niżej niż "Defendor" czy nawet "Super". A teraz budżety - 28 milionów do, kolejno, 4 i 2,5 miliona dolarów.