Muszę przyznać, że nasze rodzime animacje z koczkodanem w roli głównej są dużo lepsze - przynajmniej w warstwie dramaturgicznej. Emocje z wajchą w heya banana, czy wręcz dramatyczne losy Yeti w Kapitanie Bombie biją na głowę holywoodzką animację nadając głównym bohaterom wielowymiarową osobowość.
Przeniesienie King Konga z gry do filmu musiało się źle skończyć. I nie ratuje sytuacji doklejenie rozckliwionego Adriena a wręcz czyni film komicznym. Zbyt poważne miny mieli tam co poniektórzy żeby potraktować ten film jako pastisz gatunku.