Nie oglądałem tego filmu w czasie wydania na VHS, ale nawet wtedy mnie jeszcze nie było, ale zaległości nadrobiłem :). Nadarzyła się okazja odkupienia kasety VHS z nim i nie odmówiłem sobie tej przyjemności :). Film po prostu jest niezły, ogląda się go niezwykle dobrze i ma w sobie ten specyficzny klimat, które miały takie produkcje realizowane w tamtym okresie. Próżno tego szukać w dzisiejszym kinie. "Kleszcze" to konkretny filmik, który ogląda się świetnie i na pewno jeszcze do niego nieraz wrócę. Akcja wcześniej mogłaby się rozkręcić, parę postaci irytowało np. ten murzyn co miał za chojraka się się, albo Jerry - ten od marihuany, ale można przymknąć oko. Za to efekty, charakteryzacja to popis efektów, które miejscami mogłyby konkurować z tymi zaprezentowanymi w "The Thing" Johna Carpentera. Ogólnie "Kleszcze" mimo paru mankamentów to klawa zabawa, polecam.
Właśnie ten specyficzny klimacik to jest to za co kocha się filmy z tamtej epoki.Mimo że czasami naiwne ale miały w sobie to coś ;-)
Co prawda, to prawda - nawet jeśli mają braki fabularno-techniczne, to maja jednak coś, czego brakuje współczesnym produkcjom.
Święta prawda. Tamte filmy budowały napięcie super klimatem a większość dzisiejszych filmów bazuje jedynie na efektach specjalnych. Kiedyś te efekty były tylko dotakowym smaczkiem a nie osią filmu.
Druga sprawa, że dzisiejsze efekty specjalne i tak są w tyle za tymi z lat 80.-90., ponieważ wtedy łączyło się tak wiele technik, że starsze filmy zachwycają i dekoracjami i charakteryzacja i animatroniką, a także efektami wizualnymi, a obecnie wszystko robi komputery - wystarczy tylko stanąć na zielonym tle i gotowe.