Nie przepadam za japońskim kinem, bo ogrom filmów czy seriali cechuje się głównie
niezwykle miernym aktorstwem. Nie wiem z czego to wynika, choć czasem jest nawet urocze.
Czasem, jednak na pewno nie w filmie określanym jako kryminał i dramat. Nie samo zagranie
jest jednak złe w "Klubie samobójców", bo i scenariusz pozostawia kilka życzeń.
Co głównie mi się nie podobało, to pomieszanie powagi i groteski. Czy naprawdę poważną
historię o masowych samobójstwach trzeba było ubierać w zupełnie niepotrzebne sceny
lateksu, tlenionych włosów i śmiesznych póz w wykonaniu Genesis? Z resztą, kurczę, nie tylko
to pomieszanie mnie denerwowało. Reżyser nieudolnie połączył ze sobą dramat, kryminał,
pastisz i film psychologiczny, niestety nie wynikło z tego ani nic śmiesznego, ani dającego do
myślenia, a jedynie nielogiczna, nierealistyczna i nietrzymająca się kupy historia. Było pare
dobrych scen, np. samobójstwa ludzi w trakcie występów publicznych, pracy, czy pobytu w
domu, interesujący był również sam motyw łańcucha wydarzeń, jednak, jak już pisałam,
przedstawiony w zdecydowanie nieciekawy sposób.
Jeszcze jeden mały plusik, bardzo ładnie ujęta istota śmierci. Że nawet po jej nastąpieniu
nasze więzy z rodziną czy bliskimi nie znikną, znikną jedyne nasze więzy z samymi sobą. Ot,
taka perełka wśród miernych dialogów. ;)