Najsłabsza część trylogii Pakuli (pozostały dwa obrazy to "Syndykat zbrodni" i "Wszyscy ludzie prezydenta"), jednak nadal jest to solidny film. "Klute" oglądałem po świetnym "Syndykacie zbrodni" i spodziewałem się czegoś więcej. Przede wszystkim zawiódł mnie scenariusz, a szczególnie banalne zakończenie. O ile pierwsza połowa filmu jest świetna, reżyser tworzy dość mroczną i przyciężkawą atmosferę (pomaga w tym bardzo dobra muzyka), o tyle druga część i finał historii mocno rozczarowują. Tym większy był mój zawód, kiedy ujrzałem napisy końcowe.
Wielkim atutem filmu jest na pewno dwójka głównych bohaterów - Sutherland i Fonda są jednym z lepszych duetów, jaki na razie widziałem na ekranie. Wielu zachwyca się Fondą, niesłusznie pomijając postać Johna Klute'a, który również świetnie wpasował się w klimat filmu. Mimo, że scenariusz nieco kuleje, a końcówka mocno mnie zawiodła, daję filmowi 8/10, gdyż ma w sobie to coś, zresztą jak cała trylogia Pakuli :)
Tak na marginesie, ktoś znalazł Stallone'a?