Bardzo dobra Fanny Ardant, niezły Depardieu, piękne zakończenie... i nic poza tym.
Dla mnie 5/10 - brakuje tego 'czegoś'.
Wręcz odwrotnie, "to coś" jest stałym elementem "Kobiety z sąsiedztwa". Same zakończenie jest tylko rezultatem całego filmu, nie da się go oddzielić od reszty. Ostatnia scena wyrwana z kontakstu byłaby nieznośnie melodramatyczna. Oglądając jednak film w całości nawet widz wyczulony w największym stopniu na kicz nie zaprzeczy jej zasadności.
Mam wrażenie jakby Truffaut poprzednimi utworami dochodził do "Kobiety z sąsiedztwa" jak do pewnego ideału opowieści o miłości pozamałżeńskiej.