Przyciągnął mnie Aidan Gillen, któremu - jak na złość - do zagrania nie dali praktycznie nic, toteż pokuszę się o stwierdzenie, że z racji popularności zaangażowano go głównie dla rozgłosu. Żal nie wykorzystać takiego aktora.
Postaci są nijakie i robią rzeczy, dla których nie potrafię znaleźć uzasadnienia, bo nawet, jeśli jakieś było - rozmyło się i na ekranie wypadło zupełnie nieprzekonująco. Jedyną rzeczą, która rzeczywiście mi się spodobała i która uratowała mi seans, była całkiem nie najgorzej przedstawiona gra głównych bohaterów w kotka i myszkę, której absurd był momentami naprawdę komiczny. Ogólnie jednak jest to film, który można sobie spokojnie odpuścić, bo po chwili i tak samoistnie uleci z pamięci.