Wydaje mi się, że Martin Scorsese postawił w tym filmie bardziej na rozrywkę jeśli porównam go z „Bilardzistą”. Robert Rossen w swoim filmie poszedł bardziej w aspekty psychologiczne tworząc bardziej wyraziste i ciekawe postaci przez co „Bilardzista” wydaje się być dużo trudniejszy w odbiorze. „Kolor pieniędzy” ogląda się dużo lepiej, nie oznacza to jednak, że jest to film lepszy aniżeli obraz Rossena. Oba te filmy stawiam na równi ze względu na genialnego Paula Newmana i scenariusze, które wciągnęły mnie niesamowicie. Uwielbiam tego typu filmy i naprawdę warto spędzić dwie godziny przed ekranem. Jeśli miałbym doszukiwać się minusów w dziele Scorsese to zdecydowanie jest to postać Vincenta. Do Toma Cruise’a nic nie mam, zagrał całkiem przyzwoicie, ale sam bohater cholernie denerwujący swoim zachowaniem. Domniemywam, że taki właśnie miał być, miała go ponosić młodzieńcza, buntownicza natura. I tak też było.