Z góry przepraszam za przekleństwa, więc jeżeli kogoś to razi, to niech po prostu nie czyta.
Bardziej wk*rwiającego typu żeńskiej postaci już chyba nie ma. Smutna, atencyjna, przy*ebana, flegmatyczna, z zatorem mózgowym, infantylna kretynka bez własnego zdania. O nie, przepraszam, miała własne zdanie. Pończochy! Je*bane pończochy, tragedia k*urwa, poszkodowane dziewczę wykluczone społecznie przez swoje szkolne koleżanki, bo skarpety ma w paski. A nie, to też nie to, bo dziewczynkom się te pończochy podobały... Więc o co chodzi? O bzdurę, rozbudowana psychika piętnastolatki ubzdurała sobie, że inna znaczy gorsza, a inna znaczy pończochy w paski. I ten tekst:
"- Czy myślała pani kiedyś o śmierci?
- Nie, nigdy..."
Za to o pończochach, k*rwa, ciągle, bo przecież one są wieczne i na nich się świat kończy.
"Zabij się już, zabij..." - myślałem. A potem: "Gdzie idziesz z tego mostu? Łatwiej się zabić skacząc."
A potem jeszcze otwarcie przyznaje w tej dramatycznej chwili, że się zabija tylko po to, żeby ktoś ją uratował. I ten piękny happy end, kiedy babcia mówi: "Szaliczek i rękawiczki ci do kompletu zrobiłam." A Matylda płacze :D
Jadźkę polubiłem bardziej - 5 lat młodsza, a mądrzejsza. Ale to Cebula skradł spektakl.