Film początkowo uważałem za jakąś totalną kichę i zastanawiałem się czy oglądać dalej. Fatalny, niezrozumiały scenariusz, kiczowate efekty i nieludzka charakteryzacja kobiet - słowem koszmar.
Jednak po jakimś czasie zrozumiałem. Są to opowieści o pewnej znanej nam krainie. Państwie gdzie walczy się w wojnach, lecz nikt nie wie właściwie dlaczego ("I got soul but i'm not a soldier" - genialne), armia zaś promuje się tam za pomocą gier komputerowych, w wyborach na prezydenta startują gwiazdy porno, zaś największą popularność zdobywają filmy kiczowate, typu "epic crime Los Angeles saga" :)
I tu film ten trafia w samo sedno. Przesłanie nie dotrze niestety do mas, gdyż to właśnie oni są w tym filmie parodiowani. Śmieje się im w twarz, wyłania ich bezdenną głupotą, a ci nie wiedząc o co chodzi są głęboko przekonani że to po prostu nieudolna wizja hollywoodzkiego reżysera.
Panie i panowie, oto Southland! Nie cieszcie się jednak że nie jesteście mieszkańcami kraju wolności i silikonu, wszak USA to nie tylko państwo, Ameryka to styl życia. Bardzo zaraźliwy jak się okazuje.
Film jest świetny, jest idealnym dowodem na ogłupienie dzisiejszego widza, mało kto ten film zrozumiał tak jak trzeba było, a wystarczy spojrzeć na reżysera i wszystko wiadomo :)))
p.s. dla tych co sie czepiają wad filmu, to tak miało być...