Arcydzieło Godfreya Reggio składające się z obrazów i dźwięków. To naprawdę wielka sztuka, żeby z tych dwóch elementów, bez użycia słów, opowiedzieć historię współczesnego świata. Ponad godzinna impresja Reggio jest iście imponującym audiowizualnym majstersztykiem łączącym w sobie wspaniałe panoramiczne zdjęcia Rona Fricke z na przemian monumentalną i subtelną ścieżką dźwiękową Phillipa Glassa. "Koyaanisqatsi" w języku Hopi oznacza w wolnym tłumaczeniu szalone czy też wyrwane z harmonii życie i tego też jesteśmy świadkami na ekranie. Najpierw obserwujemy świat w jego najczystszej formie, zobrazowany za pomocą zapierających dech w piersiach krajobrazów i naturalnych procesów, ale dość szybko zostaje on przydepnięty buciorem współczesnej cywilizacji i nagle zamiast obrazowania natury, film Reggio zaczyna wyrażać tęsknotę za straconym pięknem dawnego świata, zastąpionym przez zupełnie inny rodzaj harmonii: mechaniczny i duszny konsumpcjonizm współczesnej cywilizacji.
Zgadzam się z Tobą w stu procentach. Jest to mój zdecydowanie ulubiony film, oglądałem go już kilkadziesiąt razy i za każdym razem widzę coś nowego. Zawsze jest dla mnie niesamowitym przeżyciem, odlotem, pozwala mi się zrelaksować. Propaguję go wśród znajomych i większość z nich jest co najmniej pod dużym wrażeniem, jeśli nie w głębokim szoku.
A jak oceniasz "Barakę"? Bo moim bezwzględnym faworytem, tego - nazwijmy to - nurtu jest właśnie ten film, który mimo wszystko zostawia "Koyaanisqatsi" nieco za sobą.
Ja bardziej cenię Koyaanisqatsi, może dlatego, ze to był pierwszy film tego typu, który widziałam, a może i z powodu muzyki. ale Baraka niewiele mu ustępuje, a to dlatego, ze do obu filmów zdjęcia kręcił Ron Fricke :) I nie da się ukryć, ze pozostałe części trylogii Qatsi są dużo słabsze bez udziału Rona Fricke.