Jest coś niezwykle pociągającego i magicznego w szaleństwie. Jest to świat przedziwny i w porównaniu z codzienną rutyną barwny i fascynujący. Jednak żyć w nim swobodnie mogą jedynie szaleńcy. Inni, którzy wciągani są w ten świat pozostając przy zdrowych zmysłach, z jednej strony są szczęśliwcami, bo i ich egzystencja nabiera barw, z drugiej strony są przeklęci, bowiem widzą, jak prawdziwy świat rozpada się pod wpływem szaleństwa.
Debiut reżyserski Mike'a Cahilla całkiem zgrabnie przedstawia tę prawdę, choć sam w sobie nie ma tej hipnotyzującej mocy szaleństwa. Chwilami wybija się ponad przeciętność, ale nie udaje mu się utrzymać poziomu. Za to aktorsko ma u mnie wielki plus. I Wood i Douglas spisali się na medal.