Całkiem niczego sobie wojenny film akcji. Dobre efekty, klimat, zdjęcia i jak na Niemców spoko aktorstwo. Świetnie też dobrana muzyka z nutką satyry. Fabuła, no cóż… jest jakaś. Natomiast przyrównywanie tej dość prostej konstrukcji do Tarantina - to raczej nieporozumienie.

W kwestii historycznej – jest to jednak dość swobodna opowiastka, więc nie przywiązywałbym wagi. A kilka elementów jest nawet zadziwiająco prawdziwych – np. z kilogramami amfetaminy jakie dostawali, tylko że nie tylko esesmani, ale i liniowcy – Wermacht nawet zwłaszcza. Teksty na początku o tym jak to biednego chłopaka wzięli pod przymusem w kamasze, albo potem jak z radością czekali na Amerykanów – w sumie można im przepuścić. Niech mają swoich buntowników. Tacy też byli, nie ma co zaprzeczać. Niektóre nasze „dzieła”, jak choćby zakłamane „Pokłosie”, robią więcej złego narodom, które padły ofiarom Niemców, niż choćby „Nasze matki, nasi ojcowie”.