(...) „In Fabric” w reżyserii Petera Stricklanda w całości utkany został z surrealizmu i atmosfery magiczności, a Luckmoore to najciekawsza postać w całym filmie. Kobieta bez ustanku operuje wyolbrzymionymi gestami, porusza się w sposób teatralny, ponadto przejawia skłonność do komicznego chwilami manieryzmu: urywają się z jej ust słowa „większe od rzeczywistości” i stanowczo niepasujące do kontekstu sytuacji. Gdy Sheila postanawia zmierzyć najładniejszą z kiecek – właściwie główną bohaterkę filmu – sprzedawczyni wygłasza jednym ciągiem: „garderoba oczekuje twojej wizyty; stań się jednym z suknią, zjednajcie się w chwili czystego cudu”.
Nowy horror reżysera „Berberian Sound Studio” w znacznej mierze pozbawiony jest racjonalizmu i wyjaśnień w ogóle – opowiada o przeklętej sukience, która przynosi zgubę swoim posiadaczom – co sprawia, że oglądamy dzieło metafizyczne, o dziwnie poetyckim rytmie. Nie interesują Stricklanda proste odpowiedzi, informacje, dlaczego kawałek materiału może doprowadzić do czyjejś śmierci, nie zostają ujawnione. W domu towarowym, a zwłaszcza jego podziemiach, panuje piekielna atmosfera, zaś same ekspedientki przypominają neogotyckie czarownice. Ewidentnie obdarzono je mocami nadnaturalnymi: sklepikarki potrafią hipnotyzować swoich klientów i zachęcać ich do zakupów przy pomocy prostego skinienia rąk. Czarodziejskie zdolności podkreśla też montaż dźwięku i obrazu, najbardziej w scenie, gdy zawieszona suknia „sama z siebie” wierzga po metalowym wieszaku (strasząc przy tym otumanioną Sheilę), a w ruch wprawia ją Luckmoore – pogrążona w spazmatyczno-opętańczym tanie, gdzieś na ustroniu sklepu. (...)
Pełna recenzja na #HisNameIsDeath