w ktorym fajna historia zostaje zarznieta przez kiepski scenariusz i marne wykonanie... do tego dochodzi jeszcze klasyczny motyw gorszego kina B czyli zatrudnianie kilku "gwiazdek" czyli przewaznie slawnych beztalenc albo wypalencow... kilmer sie tu pojawia na kilkadziesiad sekund i jest tak samo zenujacy jak zwykle ostatnimi czasy... jones sie pojawia na mniej wiecej tyle samo ale jest mniej zenujacy bo to zaden aktor i po nim wszyscy spodziewaja sie tego samego.. 50 cent to beztalencie aktorskie przynajmniej raz ma role w ktorej dostaje po mordzie szkoda ze tez sie pojawia na minutke... krotko mowiac wszystkie "gwiazdy" jakie widzimy w napisach poczatkowych to maja w tym filmie co najwyzej cameo... szkoda mi gossa ze dalej sie meczy w kinie B bo stac go na wiecej... i szkoda mi Eda Quinna ktorego widze po raz pierwszy i zwrocil moja uwage bardziej niz wypalona zapalka kilmer zarabiajaca na starosc wszedzie gdzie tylko sie da... a mowiac krotko podrecznikowy przyklad kina B i do tego z dolnej polki... tylko dla fanow kina B... reszta tylko straci swoj czas...