Polacy nie potrafią z dystansem podchodzić do horrorów. Każdy straszak zrobiony z
przymrużeniem oka jest bezlitośnie krytykowany przez widzów (mimo przychylności
krytyków).
Obejrzałem "Krzyk 4", bardzo mi się spodobał bo nie dość, że został zrobiony z dystansem,
to jeszcze okazał się całkiem błyskotliwy jeśli chodzi o trzymanie widza w napięciu. A na
filmwebie średnia 5,4/10 (plus pochlebna recenzja Kostrzewy). Na imdb i metacritic średnia
ocen od widzów aż o jedno oczko wyższa.
Podobnie u nas od widzów dostaje się wszelkim innym horrorom z jajem, chociażby Piranii
3D czy aktualnie REC 3 (to drugie o tyle można zrozumieć, że po dwóch poprzednich
częściach ludzie mogli oczekiwać czegoś innego w trzeciej). I w sumie ciężko mi to jakoś
sensownie wytłumaczyć, czyżby w naszym kraju nie dało się zaakceptować połączenia
śmiechu i strachu? I dlaczego w takim razie Amerykanie są w stanie takie produkcje
docenić? Ciekawa zagwozdka...