Werner Herzog raz jeszcze o starciu człowieka z naturą. Nie jest to zbyt dobry film i do gustu przypadnie głównie fanom wspinaczek, których w "Krzyku kamienia" nie brakuje, zwłaszcza, że jedną z głównych ról zagrał zawodowiec (Polak Stefan Głowacz). Jego naścienne popisy robią wrażenie, ale niestety fabuła mocno kuleje, więc są one jedną z niewielu atrakcji filmu. Rywalizacja dwóch reprezentantów odmiennych dyscyplin o zdobycie górskiego szczytu ogranicza się jak zwykle do kwestii ego i ambicji, a obecność kobiety pośrodku tego konfliktu jest równie tradycyjna. Wątki fabularne są przeważnie słabo rozwinięte, a sam scenariusz wygląda jakby był podziurawiony soplami lodu. Raz jesteśmy na mistrzostwach wspinaczkowych w Niemczech, gdzie bohaterowie konfrontują się po raz pierwszy zapowiadając walkę o szczyt, by w następnym ujęciu być już pod szczytem Cerro Torre w Argentynie. I tak przez cały film. Nawet postacie są kiepsko zarysowanymi papierowymi tygrysami, których pojedynek w tym kontekście jest bardzo bezpłciowy. Wrażenie robią jednak wszystkie górskie ujęcia, które w ten banalny sposób ratują film Herzoga od zapomnienia i dosadnej krytyki.
Zgadzam się w zupełności, a do zarzutów dołożyłbym jeszcze beznadziejnie drewniane dialogi, które sprawiają wrażenie że autorzy scenariusza znali angielski jedynie na bardzo podstawowym poziomie. Albo, co gorsza, nie znając go tłumaczyli ze słownikiem niemiecki skrypt.
"We have no chance to find him, we have to go home"
no dajcie spokój, jak listening na angielskim w pierwszej klasie podstawówki. Jeden z nielicznych filmów, które może uratować lektor.
Bleeeeeeee... Rozczarowanie na całej linii. Film banalny do bólu, koszmarne aktorstwo (zniewieściały młody wspinacz i sztucznie "twardy" stary wyga, pomiędzy nimi panienka z wiecznie przejętą miną). Dialogi jeszcze gorsze - jak czytanka dla pierwszoklasistów. Poza tym reżyser traktuje widza jak skrajnego idiotę - wszystko podaje mu na tacy. Widoczki może i ładne, ale film nie umywa się do np. "Czekając na Joe".
Widać, że nie masz zielonego pojęcia o wspinaczce i górach.
Film jest dla tych, którzy nieco bardziej chcą się skoncentrować na jego istocie. Jeżeli lubisz barwne dialogi, dekoracje to polecam np. transformers albo coś w tym klimacie.
Co właściwie miałaś na myśli, że podano Ci coś na tacy?
Na podstawie którego fragment mojej wypowiedzi wyciągnąłeś wniosek co do mojej znajomości tematu? Akurat w tym przypadku grubo się mylisz. Sama się wspinam, dlatego tym bardziej razi mnie klimat tego filmu.
Żebym mogła uznać daną produkcję za dobrą, wcale nie potrzebuję barwnych dialogów. Nie musi być ich wcale, ale nie mogą być sztuczne. Nie mam żadnych zastrzeżeń do, jak to nazwałeś, "dekoracji", stąd nie rozumiem Twojej uwagi. Góry zawsze są piękne i nie potrzebują dodatków. Jeśli chodzi o podanie wszystkiego na tacy, miałam na myśli wręcz "łopatologiczne" zaprezentowanie tego, co dzieje się w bohaterach, bez żadnych niedomówień. Ja wolę przy filmie trochę pomyśleć.
Nie widzę potrzeby udowadniania czegokolwiek komukolwiek. Wspinam się czy nie - to ja sama wiem najlepiej. Film niezbyt mi się podoba, ale szanuję Twoją opinię na jego temat. Szkoda tylko, że ludzie jak Ty traktują forum jako pole do wyładowania swoich frustracji i zamiast wypowiadać się na temat, uciekają się do personalnych przytyczek.