Kino drogi, w dosłownym i metaforycznym sensie. Antonioni, bez zbędnego moralizatorstwa, pokazuje różne życiowe zakręty mężczyzny po przejściach. Walcząc z przeciwnościami losu, przede wszystkim własnym osamotnieniem i obojętnością świata, okazuje się on postacią niejednoznaczną, nie pozbawioną wewnętrznych pęknięć i rozdarcia. Gdy jego partnerka, znajdując w sobie dość siły, by "nie ulec jego woli", oznajmia, że odchodzi, ten reaguje przemocą. Zresztą rękę podnosi dwukrotnie, na kobietę i na dziecko. Antonioni obnaża typowe słabości tradycyjnego wzorca męskości. Bohater, z jednej strony, rozpaczliwie poszukuje miłości, a z drugiej, nie radzi z rozpadem patriarchalnych relacji, nie będąc w stanie zaakceptować prostego faktu, że kobiety nie chcą lub nie potrafią sprostać jego pragnieniom ciepła i bliskości. Coraz bardziej sfrustrowany i rozgoryczony, przemierza powojenne Włochy, które toną w bezkresnym błocie, mgle po horyzont i dojmującym poczuciu beznadziei.
Kawał bardzo dobrego kina.