Naprawdę słabowity. Po pierwsze, jeśli to jest komedia to ja chyba naprawdę nie mam za grosz poczucia humoru, bo nawet mi kącik ust nie zadrżał. Sandro wzbudza litochę, a wiolonczelistka w swoich pięciu jednozdaniowych kwestiach i z permanentnie kwaśną miną naprawdę nie zdołała sobie zaskarżyć mojej sympatii, więc finał o kant zada. Tymczasem wątek zastępowania skrzypka sławnym wirtuozem - jakiś niepomyślany, urwany, bezsensowny. Na trzy tury tego gniota męczyłam ;)
po zapoznaniu się z wyliczeniem emocjonalnych zniesmaków, jakich doznałaś w trakcie seansu mam pytanie. film jest gniotem, bo nie wzbudził w Tobie pożądanych emocji - czy nie wzbudził tychże w Tobie, bo jest gniotem?
Uważam po prostu, że jest słaby, nie o emocje mi tutaj chodzi, a ogólnie o jego loty. Widziałeś ten film?
a i owszem - widziałem.
mówisz, że nie o emocje chodzi, ale Twoja krytyka tego filmu właśnie na emocjach przez niego wzbudzonych (lub nie) się opiera.
zdaję sobie sprawę, że jakość przewodu myślowego jest w tym przypadku wprost proporcjonlana do czasu na ten wywód poświęcony - może jednak zamiast płodzenia takich odkrywczych konstatacji tym bardziej warto zastanowić się (śmiała teza, wiem) , czy problem faktycznie leży po stronie filmu, czy może raczej wynika z ograniczeń odbiorcy.
Śmieszy mnie to, że jeśli komuś coś się podoba, to mnie też MUSI. MUSI, bo jak to tak inaczej, jak tak w ogóle można! No to czas kogoś uwiadomić - FILM MOŻE SIĘ NIE PODOBAĆ. Dziękuję za uwagę, koniec dyskusji.
ciesżę się, że śmieszy, niemniej dyskusją bym tego nie nazwał.
skąd myśl, że się musi podobać? wyraziłaś swoją wątpliwej jakości stylistycznej i merytorycznej opinię - a ja mam prawo wyrazić opinię na jej temat. film, który zjechałaś w dość knajacki sposób, obiektywnie zasłużył na bardziej wyszukaną krytykę. jesli cię na nią nie stać, licz się z tym, że tacy upierdliwi jak ja ci to wytkną. a że w odpowiedzi na to i nie całkiem z tym w związku zakapslokujesz coś o prawie do wolności gustów i upodobań - to naprawdę nie ma wielkiego znaczenia. każdy może poujadać - co też niniejszym uczyniłem.
Ok, niech ci będzie - tylko, że dla mnie ten film był tak nudny i zły, że po prostu nie mam większej ochoty go komentować.
Był po prostu słaby, historia ani trochę mnie nie wciągnęła, denerwowały mnie dość ślamazarne nawiązania do różnych bajek (co chyba powinno być jednym z największych atutów tego filmu), jak dla mnie był bardzo miernie zagrany chyba przez wszystkich (z Agathe Bonitzer na czele, dawno nikt mnie tak nie irytował w filmie). Rzadko zdarza mi się, że tak bardzo nie mam już ochoty dooglądać filmu do końca.
Lubię francuskie kino, dlatego liczyłam na "lekki i przyjemny film" - ale, bardzo mi przykro, to półtorej godziny ani przez minutę nie było przyjemne.