Od „małpiego procesu” mija niemal wiek, od premiery filmu 60 lat, a problem nadal aktualny, nie tylko w USA. W polskiej szkole paciorek nadal przed rozumem.
'Ilekroć wskutek biegu wypadków koniecznym się staje dla jakiegoś narodu, by zerwał więzy polityczne łączące go z innym narodem i zajął wśród potęg ziemskich oddzielną i równorzędną pozycję, do której upoważniają go PRAWA NATURY i jej Bóg...' Początek deklaracji niepodległości.
[' When in the Course of human events, it becomes necessary for one people to dissolve the political bands which have connected them with another, and to assume among the powers of the earth, the separate and equal station to which the Laws of Nature and of Nature's God entitle them...']
Prawa natury i jej Bóg upoważniają również do produkcji wielogłowicowych międzykontynentalnych pocisków manewrujących, żeby każdy naród mógł wyparować zgodnie z naturą i wolą Boga. Kiedy rozum śpi, budzą się bogowie.
Zasadniczo chodziło mi o to, że stary Ben Franklin (któremu przypisuje się piorunochron) i spółka byli radosnymi oświeceniowymi deistami, nie negującymi nauki.
Inaczej mówiąc: Bóg nakręcił ten cały bajzel na początku, ale resztę zostawił rozumowi ludzkiemu.
Radośni Benjamin Franklin & Co mogli tacy właśnie być m.in. dlatego, że kiedy snuli rozmyślania nad ideami wolności, na plantacjach i w kopalniach należących do wybrańców narodu eksploatowano kolejne pokolenia ludzi, których przeznaczeniem była rola maszynowego smarowidła. Tak więc pomysł, że Bóg uczynił wszystkich wolnymi i równymi, pozostawał wtedy i nadal pozostaje koncepcją żywą jedynie na kartach rozmaitych deklaracji i to, zasadniczo, miałam na uwadze. Inaczej mówiąc, Bóg to najgłupsza i najbardziej uporczywa z wymówek ludzkości.
Żeby było ciekawie, Babilończycy uznawali, że cały gatunek ludzki został stworzony przez bogów dlatego, że nie chciało im się zasuwać na roli i w warsztacie.