Obejrzałem ten film, a potem pierwowzór z 1973 r. Remake wypada dużo słabiej niż oryginał.

Na początek główny bohater odgrywany przez kompletnie niepasującego do tej roli Nicolasa Cage'a - mamy tu wielkomiejskiego detektywa gadającego młodzieżowym slangiem z głupim uśmieszkiem na twarzy. Nie dość, że na rowerze porusza się jak paralityk, wpada w dziurę w stodole, nie potrafi dogonić kilkuletniej dziewczynki, a na koniec daje się rozbroić nie pilnując amunicji swojego pistoletu. Istny gamoń.

Kolejna różnica - mieszkańcy wyspy. W oryginalne kolonia jest zróżnicowana wiekowo i płciowo, tu mamy typowo sfeminizowaną grupę osób niczym w Seksmisji z mało charyzmatyczną przywódczynią, a faceci zostali tu pokazani jako zbiorowisko męskich pip i prokreatorów.

Historia wyspy i religijność - w pierwowzorze mamy wątek przywódcy kolonii lorda Sommerisle'a, który wyjaśnia historię wyspy i opisuje wiele praktyk religijnych. W remake'u kompletnie tego nie ma - nie ma nagości, kultu fallicznego, wątku reinkarnacji, obrzędów, tańców, muzyki i tych wszystkich pogańskich smaczków z wersji z 1973 r. Szkoda, że zostało to tak spłycone.

Ponieważ w oryginale nie ma wątku pilota hydroplanu (policjant przylatuje nim jako pilot), zastanawiam się, dlaczego mieszkańcy go zabili? Przecież nie uważali się za morderców, podobnie jak złożenie ofiary nie uważali za pozbawienie życia.

Najbardziej szkoda, że pozbawili głównego bohatera religijności, bo w oryginale policjant był praktykującym katolikiem i zderzenie z pogańskimi zwyczajami było interesujące, podobnie jak odwołanie do Boga w ostatniej scenie, gdy policjant kona.

Podsumowując - film został pozbawiony istotnych cech pierwowzoru przez co zatracił specyficzny, mistyczny klimat. Dodatkowo rola głupkowatego Cage'a dopełnia średniej oceny filmu.