Z miłością jest jak z magią, najlepsza jest wtedy, kiedy zaskakuje, pojawia się nie wiadomo skąd. "L'homme de sa vie" to opowieść zaskakująca, gdyż opowiada o zakochaniu i miłości, a jej bohaterowie są już w takim wieku, kiedy zakochanie zdaje się należeć już do przeszłości. Jeden z bohaterów w miłość i związek nie wierzy w ogóle, oddając się seksowi na jedną noc. Drugi wiedzie szczęśliwy żywot męża i ojca, święcie wierząc w związek i dojrzałą miłość. Jedna noc, jedna szczera rozmowa i wiele przypadkowych chwil sprawi, że między nimi pojawi się uczucie.
Zabou Breitman powinna mniej czasu spędzać przed kamerą, a więcej za nią, jeśli w rezultacie powstają tak urocze filmy jak "L'homme de sa vie". To poetycka, czasem teatralna, chwilami nieco przerysowana, a wręcz pretensjonalna, a mimo to czarująca historia miłosna. Reżyserka próbuje w sposób świeży i odmienny ukazać narodziny miłości i naprawdę jej się to udaje. Nie sposób nie zakochać się w obrazach, muzyce i bohaterach. Zgrabnie skrojone kino warte obejrzenia.