Pod wpływem nowej substancji halucynogennej, modelka doświadcza wizji okrutnego morderstwa. Wkrótce potem okazuje się, że do zabójstwa doszło naprawdę, a jego sprawca zaczyna deptać dziewczynie po piętach...
Film Ercoli'ego to z początku dosyć typowe w konstrukcji giallo, jednak zawiła intryga z czasem odstępuje od żelaznych ram konwencji. Nie jest to jednak odstępstwo znaczące, co to to nie. Powiedzmy po prostu, że standardowa konstrukcja: morderstwo - śledztwo - rozwiązanie zagadki, ulega tutaj lekkiemu zachwianiu. Fabuła pozostawia zresztą wiele do życzenia: niektóre zwroty akcji i zachowania postaci są kompletnie bezsensowne. Podobnie ma się sprawa z dialogami, które bywają idiotyczne, pozytywnie zaskakuje jednak aktorstwo - w większości przypadków stoi ono na przyzwoitym poziomie.
Nie uświadczymy zbyt wielu krwawych momentów, co dla niektórych entuzjastów nurtu może być mankamentem. Przyznam, że mi bardziej przeszkadzały absurdy zawarte w scenariuszu, te bowiem są widoczne jak na talerzu. Wiele wynagradza jednak dynamiczny finał, na który zdecydowanie warto czekać. Wypada też wspomnieć, że "La morte accarezza a mezzanotte" to całkiem stylowa robota (mam na myśli zdjęcia, montaż, dźwięk), co wbrew pozorom nie zawsze było regułą we włoskich produkcjach spod znaku "żółtej okładki". Naciągane 6, bo mimo wszystko był to całkiem przyjemny seans.