Otwieram forum Filmwebu jak to zwykłam robić po seansie żeby poczytać sobie interpretację innych widzów i jakież moje zdziwienie widząc tyle nagatywnych opinii. Czytam, że nic specjalnego, że o co tyle krzyku i że nic nie wnosi do życia. Ciężko mi się zgodzić bo dla mnie był wyjątkowy. Podchodziłam do niego trochę z dystansem bo po Frances Ha filmy w które zamieszana jest Greta Gerwig nie kojarzą mi się z czymś co może być przystępne.
Dla mnie to studium buntu i wkraczania w dorosłość młodej dziewczyny, która nie jest zadowolona z miejsca i okoliczności, w których nie znajduje. Mimo tego że jest zależna od rodziców i że depresja taty, to że mama już ma dla niej plan na resztę życia, pod względem finansowym nie jest jej rodzinie łatwo i jest mocno osadzona w Sacramento, które odbiera jak małomiasteczkowe więzienie gdzie nic się nie dzieje. Co jest oczywiście przesadą, ale kto w tym wieku nie był targany pragnieniem niezależności i sprzecznymi emocjami.
Podobało mi się pokazanie Lady Bird na tle rodziny, wyjątkowo dziwacznej ale trzymającej się razem. Relacje z mamą, która była bardzo surowa, ale z drugiej strony i tak pozwalała córce na wiele i była bardzo otwarta. Pięknie pokazane ich mocne więzi, to w jaki sposób Lady Bird mówiła o swojej mamie powtarzając słowa Shelly, że ma wielkie serce uzmysławia, że mimo wszystko darzyła mamę szacunkiem i bardzo ją kochała.
Film o czymś co nie jest może odkrywcze, bo pełno jest podobnych o okresie dorastania i jak osobowość młodego człowieka mierzy się z oczekiwaniami innych, a jego marzenia rzeczywistością. Jednak 'Lady Bird' podana jest w bardzo smaczny sposób. Wyjątkowy klimat, bohaterka w którą można uwierzyć, humor i pozytywny wydźwięk.
Czy wzruszyliscie sie na tym filmie tak jak ja?