Skoro bylo o dojrzewaniu chłopaka, no to jasne było, że i żeńska odpowiedź nadejdzie.
Nie jest do końca jasne czemu "Lady Bird" dzieje się akurat w 2002 roku. W sumie gdzieś pobrzmuewa zapowiedź kryzysu jaki nadejdzie, jest sobie w telewizji Irak ale nie czuć by to był film amerykański. Osadzono opowieść w pewnym konkretnym czasie i w sumie nic z tym nie zrobiono.
Owszem, były wskazówki ale nie przełożyły się one na bohaterów. Film wydaje się płaską historią o dojrzewaniu, zagrany bez emocji, na chłodno, chce pokazać dylematy nastolatki przed jej wielką zmianą w życiu. Jest to jednak takie jakieś nijakie, bezosobowe. "Lady Bird" to takie wrzucenie bihaterki "Juno" w świat "Boyhood" dużo potencjału zatonęło w kliszach i pojawia się absolutnie zbyteczny wątek homoseksualizmu, tak znikąd, nagle i bez sensu.