Niby taki pospolity ale miał coś w sobie. Taki lekki jednak z nutką dramatu, bardzo łatwo było mi się z nim scalić.
Podobało mi się jak nadzwyczaj realistycznie przedstawione było środowisko rodzinne, a głównie relacje córka-rodzice.
Lady Bird poszukiwała w filmie drogi do swoich marzeń, a co najważniejsze poszukiwała swojej drogi, co także mnie ujęło, właśnie to że chciała być nazywana Lady Bird. Niby niedojrzała gówniara, ale to jest piękno tego wieku, każdy to przechodził/przechodzi/będzie przechodzić.
W ogóle się nie rozczarowałem, chociaż od początku nie liczyłem na arcydzieło. Ale Saoirse, piękna.