film ze świetną jak zawsze ronan, która z niekiedy mało realistycznej i momentami strasznie egoistycznej bohaterki, robi kogoś strawnego. postać metcalf, choć uosabiana przez lady bird niekiedy jako najgorsze zło, dla mnie była dużo bardziej prawdziwa i fajnie zarysowana. sama historia zwyczajnie nudna, proza życia ot co, którą można było zobaczyć w innych produkcjach. gość grany przez hedgesa jeszcze w miarę, ale kyle, którego gra chalamet był w pewnym momencie tak męczący oraz oderwany od świata, że byłem szczerze zdziwiony. i nie chodzi tu o grę aktora, a zachowanie bohatera. ogólnie do obejrzenia, ale nie rozumiem zachwytów nad CAŁOŚCIĄ filmu.