Ogolnie rzecz ujmujac filmy nie odbiegaja od siebie zbytnio klimatem. Oba oparte sa na japonskich legendach samurajskich i raczej nie oscyluja w okolicach dobrego kina. Ten film jest wybitnie spieprzony takimi elementami jak beznadziejna amerykanska muzyka lat 80-tych, czy gra aktorska ksiezniczki i pana samuraja ktory towarzyszy jej na powyzszym plakacie. Jednak ratuje go na swoj sposob klimat zbudowany przez zmieniajaca sie scenografie i cala otoczka przeznaczenia 8 samurajow ukazanego na pradawnej rycinie.
W sporej mierze się z Tobą zgadzam poza jednym wyjątkiem - ten film podobał mi się bardziej od Samurai Reincarnation. Nie chodzi mi o nic konkretnego bo oba filmy to raczej ciekawostki przyrodnicze, po prostu lepiej mi sie go oglądalo (może dlatego, że na ekranie oglądamy większą "szopkę"). Co do muzyki z lat 80'tych to faktycznie bardzo psuje klimat, chociaż momentami można było z tego nieźle powylewac (np. końcowa scena w której 8-ka płynie lodzią a w tle leci coś w styl Davida Hasselhoffera;-)). Szkoda, że Amerykańska wersja filmu jest zdubbingowana, niemniej jednak, gdyby owa wersja nie istniała, pewnie nigdy nie obejrzałbym tego filmu. Identyczna sytuacja występuje w przypadku filmu "Shogun's ninja".
Ten film tylko motywem ośmiu samurajów i tytułem nawiązuje do powieści. W rzeczywistości praktycznie nie ma nic wspólnego. Dla przykładu -w oryginale było ośmiu braci, tu zaś jeden z nich jest piękną kobietą, którą pragnie uwiesć wąż (nawiązanie do biblii? ;) ) Powieść zaś opowiadała historię tychże ośmiu psich wojowników, a tutaj ledwo poznajemy ich imiona .Taka prymitywna sieka, bez ambicji na coś bardziej złożonego. Przy akompaniamencie tandetnej muzy.