PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=725816}

Legion samobójców

Suicide Squad
6,1 235 115
ocen
6,1 10 1 235115
3,9 39
ocen krytyków
Legion samobójców
powrót do forum filmu Legion samobójców

Ciężko wyciągnąć Warnerowi wnioski z BvS, biorąc pod uwagę, że film Ayera był w trakcie produkcji, gdy do kin wchodziła kolejna część przygód Człowieka ze Stali. Dlatego jest to ostatnia produkcja, mam nadzieję, do której WB wbiło swoje paluchy. Obecnie za komiksy DC odpowiada oddzielny sztab ludzi, którzy tylko i wyłącznie tym mają się zajmować, tak jak to ma miejsce u Disneya/Marvela. Ben Affleck przejmuje pałeczkę ojca chrzestnego po Snyderze i to on teraz ma zarządzać tym kramem.
Niestety film poległ na tym, na czym wyłożył się Batman kontra Superman. Liczne cięcia i skopany montaż pokazują, że reżyser miał swoją wizję, a studio swoją. Nie wiadomo do kogo należą pomysły na ekranie, ale pewne jest jedno - mogło być lepiej.
Prolog to audiowizualna petarda. Szybka ekspozycja bohaterów, zawrotne tempo, meega muzyka. Cały Skład zostaje przedstawiony w pigułce i ekspozycja ta nie jest bynajmniej nachalna, źle wpleciona w fabułę czy nużąca. Ma to swoje tempo, jest na podst. tego budowane uniwersum (pojawiający się Batman i Flash) i jest to fajnie zaaranżowane (krople deszczu zamieniające się w łuski pocisków w intrze Deadshota). Boli jedynie fakt, że największą wagę przykładają do Deadshota i Harley, a reszta zostaje nieco pominięta, zwłaszcza Crock i jedynie napomknięcia na temat jego originu. Postaci wydają się fajnie dopełniać, no może z wyjątkiem Bumeranga, którego umiejętności w ogóle nie pasują do tytułowego teamu. Jest on raczej gościem od zabawiania, bo nie ma się co oszukiwać - rzucanie bumerangami przeciwko czemukolwiek, a zwłaszcza przeciwko meta-ludziom to jakiś żart. Chociaż idąc tym tokiem rozumowania, na co komu szajbuska Harley w tym składzie? No, chyba, że byłoby to usprawiedliwione chęcią dotarcia do Jokera, czego niestety tutaj nie ma. Skład bez niej wiele by stracił, niemniej jej umiejętności wydają się zbyt zwyczajne w stawce o jaką idzie. Równie zbędny wydaje się Slipknot, który potrafi wspiąć się wszędzie (?), którego postać została wprowadzona tylko po to, aby pokazać, że ładunki w organizmach samobójców działają. Nie mówię już nawet o Katanie i tej je całym mieczu, który wsysa dusze zabitych (ale o co chodzi?). Kobitki mogłoby zupełnie nie być, a nic by się nie stało. Rozumiem jednak, że skoro mamy nawet Transformersa samuraja to jakiś balans w poprawności politycznej musi być. Jest jeszcze Enchantress, jednak ona przyćmiewa cały Skład. Nie dość, że jej umiejętności praktycznie nie da się opanować, to na dodatek jest potężniejsza od kogokolwiek w całym filmie. Może się teleportować gdzie chce, zmieniać rzeczywistość wg własnego opowiadania i dawać życie błotopodobnym klonom bez twarzy...
W każdym razie Skład ten ma wyruszyć na jakąś tam misję i chronić prezydenta przed kimś złym w rodzaju Supermana (tak, walną go młotkiem, poczęstują bumerangiem, a na dokładkę go ugryzą...), jednak nim może cokolwiek zrobić...zostaje rozbity. Enchantress uwalnia się spod władzy Waller i chce zniszczyć świat (jakie to oryginalne!). No i Skład ma już pierwszą misję. Muszą zrobić porządek z jednym z członków, który od początku stanowił zagrożenie dla całego świata.
Absurdalne zawiązanie akcji prowadzi do kolejnych absurdalnych wątków i decyzji postaci.
Uśpiona przez tysiące lat wiedźma postanawia ukarać ludzi za wiarę w...maszyny i zniszczyć ich za pomocą...maszyny. Więc buduje randomowe komiksowe coś, co ma robić rozpierduchę, klonuje armię jednostrzałowców i bunkruje się gdzieś w mieście.
Tytułowy Skład musi ją powstrzymać, ale wcześniej musi..ewakuować Waller, która sobie siedzi niedaleko całego tego zmieszania i nic nie robi sobie z tego, że jej centrum dowodzenia może zostać zamienione w śmierdzącą kupę szlamu.
Od prologu dominuje właśnie tak nieprzemyślana akcja. Bohaterowie więc snują się po mieście, rzucają do siebie one-linerami, po których następują szybkie cięcia i podążają powoli w stronę finalnego starcia z wiedźmą. Po drodze wpleciony zostaje w to wątek Harley i Jokera (czemu akurat oni?). Jest to coś pomiędzy originem Harley a czymś, co miało zarysować postać Jokera oraz relacje jakie łączą pajaca i dziewczę. Origin jednak jest zbyt szarpany, Joker zbyt beznamiętny i przypominający randomowego psychola z randomowego thrillera, a relacja sprowadza się do ciągłego ratowania Harley z opresji i pozowaniu na szaleńca, szaleństwo, opętania i w ogóle psychopatię.
Całość w jakimś stopniu ratuje akcja oraz umiejętności poszczególnych bohaterów, ale przede wszystkim więzi jakie ich łączą. Ayerowi albo komuś tam z Warnera udało się to, na czym poległ Gunn i Disney. Strażnicy Galaktyki potrzebowali do ukazania braterstwa złapania się za ręce. Durne pajacowanie miało miejsce nawet w finale, który powinien mieć chociaż naleciałości tego, że jest stawka i są emocje. Suicide Squad też pajacuje, czasem nawet za bardzo, bo nie rozmawiają ze sobą poza głupimi odzywkami, ale ich przyjaźń, czy cokolwiek to jest, wykuta zostaje w ogniu walki. Jasne, Strażnicy też walczyli razem w więzieniu i to była ich ostatnia dobra scena, gdy razem byli na ekranie. Potem wpadało to w niezamierzony komizm i dętą podniosłość. Suicide Squad też ją ma, ale poniekąd jest ona usprawiedliwiona przez postacie. Rozmowa barze i omamy wiedźmy - te dwie sceny pokazują na jakim poziomie jest DC względem Marvela i przez to może być lepsze w swoich filmach. Klauni wiedzą, kiedy żartować, ale też wiedzą, kiedy przestać. A gdy przestają można uwierzyć w ich dramaty. Dlatego o wiele bardziej wolę poświęcenie Diablo od Groota, przekonuje mnie Deadshot i córka, a nie Ant Man. U Marvela wszystkie sceny, które powinny być normalne (jeśli jesteś fanem MCU czytaj: sztywne i pompatyczne), czyli polegać na zwyczajnych rozmowach, zwyczajnych czynnościach nie będących preludium do akcji bądź one-linera, są robione z bananem na ryju. Postacie coś do siebie mówią, ale powstrzymują się przed ryknięciem ze śmiechu. W SS tego nie ma, granica jest jasna.
I jeszcze z tego dało się coś ulepić, ale zakończenie całkowicie rozwiało te wątpliwości. Enchantress to za silny przeciwnik, więc osłabili go. Oczywiście scenariuszowo, czyli oszukańczo. Laska nagle była do pokonania, a walka z nią jednak nie była aż takim problemem i spokojnie mogło ją wykończyć parę bardziej żwawych człowieczków. Już sam fakt angażu magii do filmu był słabym pomysłem. Ok, gdyby przeciwnikiem był Shazam albo jakiś inny byt, który przynajmniej wprowadziłby jakąś fajną aranżację walk. SS potrzebowało bardziej ludzkiego przeciwnika, nawet łotrów Jokera, żołnierzy kogokolwiek. Kogoś, kim mógłby rzucić Croc, Diablo spalić, Harley ogłuszyć młotkiem, Deadshot zastrzelić, a katana zdekapitować. No, było to, owszem, ale frajda jest żadna, gdy generyczni kitowcy rozpadają się na ekranie na kazylion cząsteczek.
Skład miał potencjał na coś lepszego. Dobrym rozwiązaniem byłby skrypt z animacji Atak na Arkham. Wątek Jokera i Harley był tam o wiele lepiej poprowadzony, sama akcja kręciła się wokół czegoś o wiele bardziej wiarygodnego, no i wprowadzenie Batmana na o wiele dłużej mogłoby się udać. Śmiem twierdzić, że ten film mógł wyglądać jak animacja, lecz Warner chciał czegoś bardziej szalonego i krejzi. Dlatego przez cały film nie cichnie muzyka, a po każdym one linerze następuje cięcie...i kolejny one liner. Chcieli dogonić Marvela i zrobić coś na bazie jego sukcesu, jednak nie tędy droga. Marvel powoli wycofuje się z konwencji: tylko jaja. Wychodzi to jak wychodzi (jak do tej pory udało się to Kapitanowi), ale Disney wie, że tym nie utrzyma zbyt długo widza. DC wygrywa jeśli chodzi o emocje i jakieś tam drugie dno. Nikt nie każe im rezygnować z rozrywki i śmiechu, ale tutaj wizja artystyczna reżysera nie pokrywała się z konwencją, jaką powinien obrać film (Ayer to jednak nie jest facet od komedii tylko szorstkiego, męskiego kina), a zatrudnienie innej ekipy, podobno tej od trailera, do przemontowania filmu dało efekt przesycenia. I to nie tego dobrego, w którym film byłby niczym Adrenalina, ale to to złe przesycenie, w którym ma się dość pewnych elementów i niektóre śmiało można by wyciąć.
Jednej rzeczy nie można byłoby jednak wyciąć - Harley, bo to ona jest gwiazdą filmu i charyzmą kładzie nawet Jokera.
A jak się ma sprawa z DCU?
Pojawia się Flash, który powstrzymuje Boomeranga. Jest i Batman, fajnie wpleciony w zatrzymanie Deadshota. Nie wiem jednak nadal, w jakiej linii czasowej ma miejsce akcja - czy jest to przed BvS, czy po. Chodzi tu zwłaszcza o stosunek Batmana do przestępców, bo nie wiem, czy czasem nie powinien on bić ich wszystkich po mordach nieco mocniej.
W każdym razie zapowiedź Ligi wisi w powietrzu, o czym przyznaje sam Wayne, mówiąc o zbieraniu drużyny. Ostrzega Waller przed konfrontacją, jednak wątpię, czy SS ma jakiekolwiek szanse na starcie choćby z 1 członkiem Ligi.
Konkluzja nieco pesymistyczna. Potencjał był na naprawdę spory hit. Zwiastuny zapowiadały coś naprawdę szalonego i dobrego. Wszystko pogrążył konflikt w WB i irytujące decyzje studia, które nie ma pojęcia, co chce zrobić. Oby t był ostatni film skalany klątwą. Jest dobra Harley, team samobójców spokojnie pójdzie na kolejną misję. Potrzebuję tylko innego przeciwnika, innej fabuły i kogoś kompetentnego, komu nikt nie będzie się wpierniczał w paradę

ocenił(a) film na 4
katedra

Zgadzam się niemal w pełni, ale wątek Deadshota, któremu "darujemy" mordowanie za pieniądze, bo kocha swoją córkę... słabe to i sztampowe.

użytkownik usunięty
katedra

Znowu o tym GOTG, ale ty jesteś żałosny :D

ocenił(a) film na 4

Szukaj Snydera, szukaj

użytkownik usunięty
katedra

Chociaż zdrowa ocena. Bo te 2/10 od dwóch panów redakcji fw, to tak słabo uargumentowane. Te argumenty, że Marvel zawsze spoko, a DC już takie niszowe postaci wcześnie wprowadza- bo Iron Mana i Thora przecież kojarzy każdy, kto nie trzymał komiksu w łapce. Słaby przeciwnik- to też jak w MCU. No niby Harley spoko, ale.... 2/10.Jak dobrze wypunktowali BvS tak tutaj pokazali taki festiwali podwójnych standardów, że już widziałem oczyma wyobraźni zaraz zaczną tańczyć na stole ze szczęścia i krzyczeć "Marvel najlepszy jest". Jak nie lubię argumentów o złym marvelu i pokrzywdzonym DC, tak tutaj niestety wstrzeliło się w ten stereotyp.

użytkownik usunięty

Beka z recenzji "tych panów"

ocenił(a) film na 6
katedra

Nie mam uwag co do Twojego tekstu, w większości się nawet zgadzam.
Nie do końca rozumiem zdania "Nie wiem jednak nadal, w jakiej linii czasowej ma miejsce akcja - czy jest to przed BvS, czy po."
Jeżeli chodzi o tę konkretną akcję tzn. zatrzymanie Deadshoota, to wydaje mi się, że jest to długo przed BvS, ponieważ po BvS, a nawet w trakcie Batman zaczął nieco inaczej podchodzić do wszystkich metaludzi. I jest też scena w SS po napisach, w której Wayne dostaje dokumenty o wszystkich członkach SS, możliwe, że szuka sobie sprzymierzeńców, bądź też chce dobrze znać wrogów.
A jeśli chodzi o linię czasową całego filmu, to jest to chyba oczywiste :)

ocenił(a) film na 4
Fililp88

Skoro jest to przed BvS Deadshot powinien tam dostać niezły oklep i tym bardziej nie powinna go zabrać policja.

ocenił(a) film na 3
katedra

Zgadzam się ale z tych argumentów można dać ocenę niższą. Mnie strasznie denerwował montaż, był strasznie zły.

A co do "Nie wiem jednak nadal, w jakiej linii czasowej ma miejsce akcja - czy jest to przed BvS," Przecież na początku filmu masz scenę z końca BvS gdzie pokazują (pogrzeb) tego drugiego.

ocenił(a) film na 4
termez

Ale już nie wiadomo nic o retrospekcjach z łapaniem przestępców przez Batmana

ocenił(a) film na 3
katedra

Ale to jakby mniej istotne.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones