Bergman nie ukrywa, że ślub to początek kłopotów. Małżeństwo jest areną: czasem cyrkową, czasem walk bokserskich a czasem walk dzikich zwierząt. Kobieta i mężczyzna choć stworzeni dla siebie, mają własne światy, co powoduje, że z czasem w związek wkrada się zwyczajność, która wszystko zabija. No może przesada, bo rodzi obojetność. Wtedy zaczynają się zdrady, odejścia, albo inscenizacje teatralne w stylu: jeśli patrzycie wszystko jest świetnie! Choć pod tą fasadą pozostała już kupa gruzu.
Również w "Lekcji miłości" dochodzi do konfrontacji małżonków w kryzysie: Davida i Marianny. Ta ostatnia choć z trudem przyjęła porażkę w postaci kochanki męża, nie załamała się, ale starała żyć dla dzieci. Odświeżyła też znajomość ze starym kumplem, Carlem-Adamem, który teraz zapełniał pustkę po mężu. Ostatecznie David dostrzega, że kolejne podboje miłosne są na tyle męczące, że spokój przy boku żony byłby rajem. Ta myśl staje się początkiem walki o żonę - walki, która obfituje w wiele zabawnych wspomnień, dialogów i scen. Bergman nie byłby sobą gdyby nie wprowadził elementów filozoficznych: namysłu nad sensem miłości, życia i śmierci. Potrącił nieśmiało również o temat androgyne - to przy okazji nakreślania postaci córki Davida, Nix.
Warto zauważyć, że w filmie zagrał sam Bergman - pasażer w przejściu pociagu czytający gazetę i z beretem na głowie, to właśnie on.
Dla mnie film rewelacyjny.