Film ten jest o tyle dobry, że ma w sobie elementy powagi, której szukam u Franco, reżysera tego filmu. Oczywiście, że pewne aspekty tego filmu mogą powodować uśmiech na twarzy oraz nie mieć nic wspólnego z jakąkolwiek powagą, jednak starając się głębiej zrozumieć filmy Franco, a ten zwłaszcza, takie słowo przychodzi mi na myśl.
Diana Lorys, czy tego chcemy czy nie, jest wyrazista w tym filmie, jak i w innych filmach w których gra. Być może jej ataki płaczu nie są w tej produkcji czymś wzorowym, jednak mimo to trzyma ona pewien poziom, ostatecznie niestety w mojej ocenie NIE DAJĄC RADY udźwignąć tego filmu.
Paul Muller w mojej ocenie trochę kradnie film. Przede wszystkim należy podkreślić, że gra on tu rzeczywiście jedną z głównych ról, co jest rzadkością i niesłychanie atrakcyjną dla mnie wiadomością. Najlepsze w nim jest to, że według mnie on po prostu OBSERWUJE CAŁY FILM I WYDARZENIA, które mają miejsce. Taki styl gry aktorskiej tu prezentuje, co jest dla mnie bardzo inspirujące nie tylko aktorsko, ale i życiowo. Z wielką chęcią zobaczę pozostałe filmy Franco z Mullerem, których jeszcze nie widziałem, a kilka takich jest.
Podoba mi się w tym filmie, oniryczna hipnoza, jaką ten film po prostu jest. Mimo, że być może nawet po prostu nie jest udanym filmem, to jednak takie coś ten film prezentuje i to zawsze będę cenił w filmach Jesusa. Wspomniana hipnoza zostaje wytworzona przez przenikanie między snem a jawą, a dokładniej wpływ snów na życie głównej bohaterki, granej przez Lorys, które są koszmarami, utrudniającymi normalną egzystencję.
Czy można się czegoś nauczyć z tego filmu?
Na pewno można się czegoś nauczyć, z postawy Paula Mullera, obserwującego wszystko z boku, co można traktować jako umiejętność bycia zdystansowanym.
Moja ostateczna ocena to: 4/10
Niezbyt wysoka, mimo, że seans wspominam miło.
Pozdrawiam serdecznie czytających.