jako, że miłością duchową darzę "Niebo nad Berlinem" - nie mogłam przejść obojętnie obok "Leworęcznej kobiety". Miliony lat temu, gdzieś w odległym świecie czytałam opowiadanie na podstawie którego Wenders ten film nakręcił. Zresztą gdy odkryłam "Niebo..." usiłowałam "szaleńczo" odkrywać także prozę Petera Handke. Ale nie da się wejść do tych światów "szaleńczo".
dziś, po prawie piętnastu laty od zakochania się w "Niebie..." i prozie Handke'go obejrzałam "Leworęczną kobietę". Czemu tak późno?? nie spieszę się. Może potrzebowałam tych piętnastu lat na odkrycie tego filmu?? może. Może przez ten czas za daleko mnie poniosło?? może.
wiem tylko jedno. Bez "Nieba nad Berlinem" trudno jest poczuć naprawdę "Leworęczną kobietę". Oglądając czułam podświadomie, że nikt tu nie jest tak naprawdę sam, choć samotność czuć było aż nadto.
czy i ja tak jestem?? jak ona tu i oni tam??