Forum na Filmwebie czytają różni widzowie. Ja piszę aby przestrzec tych co mogliby się nabrać czytając komentarze dotyczące tego filmu. "Lobster" to film, który nic nie wnosi, nie stanowi żadnego przesłania, nie stanowi spójnej całości. Przedstawienie wizji reżysera na kwasie, który od europejskich instytucji dostał kasę na przeniesienie tych wizji do kin. Ja osobiście nabrałem się na Collina Farrela, którego grę lubię i jak do tej pory udało mi się nie zobaczyć go w podobnym do "Lobstera" dziwadle. To jest film dla ludzi, którzy zamiast zresetować się setą i galaretą wolą przyładować w mózg zlepkiem idiotycznych scen filmowych co powoduje takie same halucynacje jak cztery kratki LSD. Szare komórki szaleją próbując odnaleźć jakiś racjonalny wątek. I padają wycieńczone tym dwugodzinnym poszukiwaniem tego czego tam nigdy nie było. Niech się czują ostrzeżeni ci co nie są egzaltującymi się produkcjami narkokinematografii bufonami.
"Szare komórki szaleją próbując odnaleźć jakiś racjonalny wątek. I padają wycieńczone tym dwugodzinnym poszukiwaniem tego czego tam nigdy nie było."
Może gdyby było ich więcej...
Według testów jestem przedstawicielem 2% populacji, posiadającym najwyższy iloraz inteligencji. Więc jeśli ja mam za mało szarych komórek to zaproponuj oglądanie tego filmu pozostałym dziewięćdziesięciu ośmiu procentom.
Zaznacz, że testy były wykonywane zgodnie z normami przyjętymi dla osób upośledzonych...tak jest nieco inaczej ze skalą. Wprowadzasz ludzi w błąd niepotrzebnie.
Ich tam jest sporo, ale wszystkie pod wpływem farmaceutyków...i to dosyć silnych, więc nie można wymagać za wiele.
To tylko obraz... ani przesadnie mądry, ani przesadnie głupi... (filmy Allena potrafią być bardziej groteskowo-idiotyczne)
Ot, po prostu jakaś wizja artystyczna.
Czy każda wizja musi mieć sens? Czy każda musi się wszystkim podobać?
Film surrealistyczny aż do bólu - doszukiwanie się w nim spójności, czy związków przyczynowo skutkowych nie ma najmniejszego sensu.
Zabieg dość typowy dla normalnych (old-schoolowych) seriali sf - wziąć na tapetę jakiś temat i poprzez gigantyczna hiperbole spróbować zachęcić do analizy problemu.
Tutaj, o ile dobrze zrozumiałem, chodzi o pęd do znajdowania kompatybilności - wspólnego mianownika w relacji...
Moim zdaniem problem jest kalibru "czy powinienem nosić włosy o długości 3 cm, czy 3.5 cm?" - ale jak kto lubi... nie o takich bzdetach już filmy kręcono... ;)
Jak ktoś nie pije i stroni od "kresek" - to faktycznie można potraktować to jako środek na "get high"...
Albo po prostu - jak człowiek nie ma co zrobić z dwoma godzinami - można się powślepiać w ekran...
Glupie to niesłychanie - ale mało szkodliwe ;)